Lenovo, Sony i Toshiba nie zamierzają ustępować firmie z Mountain View i włączają się do wyścigu o <i>wearables.</i>
Google dwoi się i troi, by zamknięcie projektu Google Glass w styczniu tego roku, nie było postrzegane w kategoriach porażki. Tym razem za przekonywanie, że prace nad inteligentnymi okularami nie będą wstrzymane, tylko weszły w "kolejną fazę", a urządzenie to "fundamentalny dla firmy projekt" wzięła się sama wierchuszka koncernu. Nawet jednak Eric Schmidt nie jest w stanie zagłuszyć wątpliwość co do tego, czy Google Glass to wciąż gra warta świeczki. Tym bardziej, że nie może już liczyć na przywileje płynące z pierwszeństwa.
Program Explorer, w ramach którego deweloperzy mogli kupić eksperymentalną wersję okularów Google, ruszył w 2013 roku. Najpierw prawo do wydania 1500 dolarów dostali twórcy aplikacji z USA, ale już w 2014 roku projekt został rozszerzony o inne kraje, w tym Polskę. O Google Glass mówiło się już wtedy całkiem sporo. Okulary najpierw wywołały ogromne zainteresowanie, ale - gdy pierwsze emocje opadły - pojawiły się wątpliwości. Że niefunkcjonalne, brzydkie, drogie i bardzo inwazyjne.
Z pierwszym zarzutem Google chciało rozprawić się nawiązując porozumienie z VSP Global, firmą medyczną dbającą o oczy 55 milionów Amerykanów i współpracującą z trzydziestoma tysiącami lekarzy. VSP odpowiadać miało za przepisywanie szkieł korekcyjnych i szkolenia dla optometrystów.
Z drugim - w marcu 2014 roku układając się z Luxotticą, właścicielem marek Ray-Ban i Oakley. Słynny producent miał odpowiadać nie tylko za projektowanie, ale i za dystrybucję okularów na terenie Stanów Zjednoczonych.
Trzeci rozwiązałby się sam, gdyby okulary zaczęły być cool.
Ale to czwarty okazał się największym problemem. Google Glass, czyli urządzenie, dzięki któremu można było niepostrzeżenie pstryknąć fotkę czy nagrać wideo, to było za wiele dla większości ludzi dbających (choćby powierzchownie) zarówno o swoją prywatność, jak i prawa autorskie. Używanie Google Glass szybko zostało zakazane w części w brytyjskich kin i kalifornijskich barów.
Google wciąż jednak przekonuje, że to nie koniec. Zaangażowanie Tony'ego Fadella, który odpowiada między innymi za iPoda i termostaty Nest, daje nadzieje na to, że okulary faktycznie trafią do zwykłych ludzi. Urządzenie będzie musiało jednak pokonać nie tylko własne ograniczenia, ale i konkurencję. A ta nie próżnuje.
Na przykład Sony. Niedawno ruszyła przedsprzedaż okularów Sony SmartEyeglass między z innymi w USA, Japonii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji. Sprzęt, kosztujący 840 dolarów, został skierowany - podobnie jak Google Glass - do deweloperów aplikacji, a ostateczna, konsumencka wersja, pojawić się ma dopiero w przyszłym roku. Jeśli oczywiście nie podzieli w międzyczasie losu głównego konkurenta.
Bo co tu dużo mówić, SmartEyeglass jest kontrowersyjnej urody. Bliżej mu do okularków pływackich niż zwykłych szkieł korekcyjnych. A to każe podejrzewać, że Sony może rozbić się o te same klify, na których poległo Google.
Toshiba
Na tym tle nieco skromniej przedstawia się propozycja Toshiby. Okulary w jej wersji wymagają podłączenia do smartfona kablem, a informacje są wyświetlane na soczewce - jak w projektorze. Ale przede wszystkim - nie ma kamery.
Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle okulary trafią do użytkowników, ale jeśli - można być pewnym, że będą one cenowo bardziej przystępne niż pozostałe.
Lenovo
Swoje trzy grosze do wearables chce dorzucić także Lenovo w sojuszu z firmą Vizix. Chiński koncern na razie nie ma opinii najbardziej innowacyjnego na świecie, choć od kilku lat udowadnia, że na - zdawałoby się wydrenowanym już segmencie PC - wciąż da się zarabiać.
Widocznie, to jednak za mało, by utrzymać się na fali, więc ostrożnie, ale jednak, wchodzi w nowe regiony. Póki co zaprezentowało prototyp okularów, które - jak zapowiada - będą mogły pracować dłużej na jednym ładowaniu niż produkt Google.
Jednak nie tylko giganci walczą przy miejsce przy stole z napisem wearables. Firma Recon Jet stworzyła sprzęt dla sportowców, który pozwala na monitorowanie wielu parametrów treningu. Wyświetlacz przed oczami na bieżąco informuje o tętnie, prędkości poruszania, czy spalonych kaloriach.
Z rozszerzoną czy wirtualną eksperymentują także gracze, tacy jak Microsoft, Facebook i Samsung, choć ich rozwiązania - HaloLens, Oculus Rift czy Samsung Gear VR nie należą raczej do kategorii wearables, bo trudno sobie wyobrazić, byśmy w goglach czy hełmach chodzili po ulicach.
Niemniej, zarówno HaloLens, które udowodniło, że Microsoft może jeszcze opracować coś innego niż kolejną wersję Windowsa, jak i Facebook, który dzięki Oculusowi chce zawalczyć o wideo w sieci, to coraz ważniejsze elementy ich ekosystemów. Być może więc marzenia o wirtualnej rzeczywistości, jakie snuliśmy od lat 90. wreszcie mają szansę się ziścić?
Według prognoz IDC w 2018 roku na rynku liczba wearables przekroczy 112 milionów sztuk. Nie wiadomo, ile z tych urządzeń będzie opartych o systemy rozszerzonej rzeczywistości, ale i tak teoretycznie to bardzo dobra informacja... dla marketerów.
Zainteresowanie firm tym segmentem urządzeń sprawi bowiem, że obniżenie ich cen - początkowo zaporowych dla większości - będzie kwestią czasu i inteligente okulary, zegarki czy opaski faktycznie trafią pod strzechy. A wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, by uczynić z nich kolejną platformę komunikacji marki z klientem. Tym bardziej, że wszechobecne w miastach billboardy coraz bardziej zaczynają uwierać.
Teoretycznie. Bo w przypadku rozszerzonej rzeczywistości może skończyć się dokładnie tak samo.
- Wizja kampanii odsłonowej emitowanej w technologii AR, to koszmar godny najbardziej pesymistycznych prognoz Philipa K. Dicka... Zwłaszcza gdyby ktoś pokusił się o użycie formatów "pełnookularowych" z dźwiękiem i źle założonym krzyżykiem do ich wyłączania - ostrzega Radosław Dąbrowski, creative director agencji BYSS. - Nie oznacza to jednak, że rozszerzona rzeczywistość powinna być dla marketingu "terra incognita". System rozszerzonej rzeczywistości może być doskonałym "przewodnikiem", na przykład w sklepie, gdy szukamy produktów, czy biurze podróży, kiedy wybieramy wycieczkę. Obawiam się jednak, że widziane przez okulary miasta pełne będą raczej siermiężnych, wirtualnych tablic z migającymi napisami w rodzaju: Monopolowy 24H.
A tego szybko będziemy mieć po prostu dosyć. - Odpoczynek od informacji jest tak samo stary jak ich pragnienie. Nie da się być podłączonym cały czas i nie można męczyć nadmiernie odbiorcy zbyt dużą ilością informacji, bo zamiast zainteresowania uzyskamy tylko zniechęcenie - podsumowuje Robert Sosnowski, dyrektor zarządzający w Biurze Podróży Reklamy.
Pobierz ebook "Ranking agencji marketingowych 2024 i ebook o e-marketingu oraz agencjach reklamowych"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»