Założyciel i szef MobileMS podpowiada, jak sprawić by zagraniczni turyści się z nas nie śmiali.
Interaktywnie.com: Choć Luwr już od kilku lat można zwiedzać online, to w Polsce nowe technologie wśród zakurzonych eksponatów są nadal abstrakcją. Jak udaje się namówić często skostniałe instytucje, jak muzea, do współpracy?
Michał Stefański, założyciel i dyrektor zarządzający MobileMS: Motorem napędowym dla tego typu inwestycji na pewno są dotacje unijne, przeznaczone właśnie na innowacje, ale też coraz bardziej nowoczesne podejście instytucji kultury do kwestii udostępniania zbiorów. Dotacje to ciągle decydujący czynnik, który otworzył nowe możliwości i pobudził nie tylko przedsiębiorców, ale i sferę budżetową. Te pieniądze bez wątpienia są paliwem, bo skierowane są na konkretny nurt.
Smutny wniosek. Czyli nie chodzi o nadążanie za światem, za młodymi ludźmi, tylko o wykorzystanie pieniędzy, które leżą i czekają?
Nie patrzę na to w ten sposób. Raczej chodzi o to, że nagle tego typu idee stały się realne do wykonania. Wcześniej rządziła beznadzieja: nie mamy na ołówki, więc nie będziemy inwestować w innowacje. Dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej jest okazja by to zmienić. Spory zastrzyk tych pieniędzy dopiero przyjdzie.
Pan w tej branży działa od 2008 roku. Musiał być to ryzykowny biznes, chociażby z tego powodu, że niewiele osób posiadało smartfony. Skąd udało się wziąć pieniądze na rozkręcenie firmy?
Studiowałem w Anglii i poznałem tam wiele osób, które zajmowały się marketingiem mobilnym. Wcześniej nawet nie podejrzewałem, że istnieje taka branża. Po raz pierwszy zetknąłem się z różnego typu narzędziami tj. bluetooth marketing i fotokody. Splot różnych przypadków spowodował, że akurat w tym czasie do mojego rodzinnego miasta, czyli do Łodzi, przyjechał pewien Węgier. Pech chciał, że trafił tu na weekend, więc większość informacji i atrakcji turystycznych była zamknięta. Bardzo mocno to obśmiał i tym samym odsłonił pewne braki. Dzięki tej sytuacji , opisanej zresztą ironicznie przez Gazetę Wyborczą, wpadliśmy na pomysł, żeby na zabytkach umieścić fotokody i stworzyć informację turystyczną w wielu językach, dostępną 24 godziny na dobę. Z tego pomysłu zrodziła się idea napisania wniosku o dotacje unijne na nową firmę. Dostaliśmy 650 tysięcy złotych. Dla czterech młodych ludzi była to ogromna suma.
Tak działa Mobile MS:
Dziś pracowników jest więcej?
Obecnie zatrudniamy około 50 osób. Udało nam się rozwinąć tak szybko, ponieważ uderzyliśmy bezpośrednio do sfery budżetowej i do instytucji kultury. W 2008 roku nie mieliśmy na tym polu praktycznie żadnej konkurencji, a świadomość dotycząca nowych technologii wśród włodarzy miast zaczęła rosnąć. Wszystko razem więc ładnie zagrało: unia, turyści i rozwój technologii mobilnych.
Miał Pan dużo szczęścia. Tamte czasy, taki biznes i na dodatek w Łodzi. Spodziewałbym się tam bardziej interaktywnej mapy ulic, których trzeba unikać niż mapy atrakcji turystycznych.
(śmiech) To zupełne stereotypy. Łódź ma naprawdę bardzo wiele do zaoferowania przedsiębiorcom i turystom. A skąd pomysł, żeby współpracować z urzędami marszałkowskimi, ratuszami? Wielu przedsiębiorców ucieka od nich jak od ognia, narzekając na procedury, biurokrację. Widzę to zupełnie inaczej. Trudno uzyskać kontrakt, bo każdy realizowany jest poprzez prawo zamówień publicznych i to rzeczywiście, ze względu na skomplikowane procedury i wymagania, zniechęca wiele osób, ale za to nigdy nie ma problemu na przykład ze ściągalnością faktur, co często trapi innych przedsiębiorców. Nie mamy więc problemów z płynnością finansową, co pomaga nam wdrażać coraz większe projekty. Teraz realizujemy jeden z największych, z jakimi mieliśmy do czynienia do tej pory, mianowicie dla Małopolskiego Instytutu Kultury i Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, dostarczamy technologię dla projektu Wirtualne Muzea Małopolski, wartego w sumie 12 milionów złotych.
fot. mat. pras., na zdj. Artur Jaskólski Can't stop games. Polska firma, która rzuca rękawicę Zyndze i Farmville? |
Miał ruszyć wiosną 2013 roku.
Prawdopodobnie jednak będzie to jesień.
Szkoda, bo okres wakacyjny to dobry czas na start dla takich projektów. Pojawią się turyści, więcej osób by z tego skorzystało.
Jest to projekt kierowany, nie tylko do turystów, ale do internautów w ogóle. Wirtualne Muzea Małopolski, dzięki zaawansowanej technologii oraz digitalizacji ponad 700 obiektów, będą upowszechniać w sieci zasoby 35 instytucji kultury z całego województwa tak, jak coraz częściej przenoszą się do niej swoje zasoby biblioteki. Wizyta na Portalu WMM nie ma zastąpić realnych odwiedzani w muzeach biorących udział w projekcie, ma rozszerzać wiedzę o zasobach muzealnych, zapewnić do nich łatwy dostęp , wskazać ciekawe możliwości interpretacyjne, udostępnić liczne edukacyjne materiały multimedialne i umożliwić wszystkim obejrzenie nawet takich eksponatów, które są na ogół niedostępne i to na dodatek 3D - z możliwością zbliżania, obracania obiektu, w świetnej jakości obrazu. Normalnie nikt by ich nie zobaczył, a tak będzie mógł to zrobić każdy internauta i będzie to naprawdę zupełnie nowy wymiar zwiedzania.
Oprócz idei istnieje jeszcze prawda ekonomiczna. Ile można zarobić na takich przedsięwzięciach?
Zanim zaczęliśmy zarabiać, trzeba było sporo zainwestować. Kiedy dostaliśmy te kilkaset tysięcy złotych z UE, okazało się, że są to pieniądze, które najpierw musimy sami zainwestować, a dopiero później zostaną nam zwrócone. Banki nie są skore, żeby dawać tak duże kredyty start-upom. Potrzeba było więc wielkiej determinacji. Dziś wielkość budżetu przeznaczonego na projekty jest uwarunkowana wysokością dofinansowania, jakie uda się uzyskać dla klienta. Robimy więc projekty za 10 tysięcy złotych, ale i za 6 milionów.
Najsłynniejszym projektem Pana firmy są właśnie fotokody przy zabytkach. Wielu speców od bezpieczeństwa przestrzega, że niektóre znaczki QR mogą być bardzo groźnym narzędziem w rękach hakerów. Mogą być np. trojanami, a my, jako użytkownicy nie mamy możliwości weryfikacji, czy kod, który skanujemy, jest bezpieczny.
Kody, które umieszczamy przy zabytkach, znajdują się na specjalnych tabliczkach, a QR-y kojarzone są z konkretnymi linkami, za które odpowiadamy. Jeśli natomiast skanujemy przypadkowe naklejki na mieście, to rzeczywiście jest szansa, że przekierują one na jakąś dziwną stronę. Mieliśmy sporo zapytań o bezpieczeństwo, ale raczej w kontekście bluetooth marketingu. Tu były podstawy do obaw, bo faktycznie, kiedy miało się włączony bluetooth, wprawny haker mógł bez większych problemów dostać się np. do skrzynki nadawczej czy do kontaktów. Jeśli natomiast chodzi o QR, nie słyszałem, żeby niosło to za sobą jakieś realne zagrożenie. Nowe zawsze budzi obawy. Kiedy wprowadzaliśmy projekt Odkoduj Łódź, zaczęły pojawiać się głosy, że odbierzemy pracę lokalnym przewodnikom. My natomiast zatrudniliśmy ich, by oprowadzali turystów właśnie po ścieżkach z kodami QR. Niestety zawsze tak jest. Kiedy wprowadzano maszyny do fabryk, ludzie też protestowali.
fot.: mat. pras., na zdj. Paweł Passini Nie chodzi mu o pieniądze. Tak przekonał Chińczyków do Wyspiańskiego |
Maszyny były bez wątpienia użyteczne, a kody QR? Co w nich pożytecznego? Obejrzę sobie zdjęcie, pojawi się jakaś grafika i to wszystko.
Fotokody sprawiają, że treści, które przeglądamy stają się interaktywne. Jeśli np. w gazecie widzimy jakąś reklamę, możemy kliknąć w jej kod QR, dowiedzieć się więcej o produkcie, a nawet go od razu kupić. Początkowo faktycznie fotokody nie były zbyt użyteczne i wyglądały tak, jak je Pan opisał. Dziś możliwości jest dużo więcej. Odpala się dzięki nim aplikacje, pobiera audiobooki, czy włącza lektora, który sprawia, że dany przedmiot lub budynek opowiada nam o sobie, w dowolnie wybranym języku. Coraz silniejszy jest tzw. nurt gamifikacji, tzn. zwiedzania poprzez przygodę, rozwiązywanie zagadek. Przykładowo mamy takie aplikacje muzealne, że skanując kolejne kody na ścieżce zdobywamy punkty i dajemy znać innym przez media społecznościowe, że jesteśmy w jakimś konkretnym, ciekawym miejscu, to daje zupełnie nowy potencjał promocyjny na przykład właśnie muzeom. Na tego typu zwiedzaniu chcemy oprzeć właśnie projekt małopolski.
Jakie problemy spotyka się najczęściej przy tworzeniu takich aplikacji?
Bardzo ważną rzeczą jest promocja. Jeśli stworzymy za duże pieniądze jakąś aplikację, a później zbyt słabo ją wypromujemy, to nawet najlepszy projekt może okazać się klapą frekwencyjną - brak informacji to brak użytkowników. Pozytywnym przykładem, świadomego myślenia o promocji jest np. projekt Odkryj Żory. Przez kilka pierwszych dni od momentu startu, na telebimach w mieście można było zobaczyć animację, która pokazywała, że w Żorach pojawiły się kody QR i wyjaśniała jak z nich korzystać. Dzięki temu, w ciągu kilku dni odnotowaliśmy ponad 30 tysięcy skanów. Żeby wprowadzić dodatkowy smaczek i jeszcze mocniej zachęcić ludzi do skanowania, informacje o zabytkach czytała Krystyna Czubówna.
Czemu akurat Żory? Opłaca się to w tak małych miastach, gdzie turystów można szukać ze świeczką?
Inicjatywa wyszła bezpośrednio od prezydenta Żor, który chciał właśnie w ten sposób zwrócić uwagę na swoje miasto i przyciągnąć do niego turystów.
fot.: Microsoft, na zdj. Krzysztof Janiszewski Mocarstwa zbierają informacje o każdym. Microsoft o "nowym ACTA" |
A Pana własne pomysły na rozwój firmy? Podobno chciałby Pan wejść na rynki Europy Zachodniej? Na jakie konkretnie?
Na pewno nadal chcemy działać w sferze turystyki, kultury, innowacji i produkcji aplikacji. Jeśli natomiast mówić o tym, co dopiero chcemy zrealizować, to na pewno będziemy starać się aktywizować seniorów. Wielu z nich chce korzystać ze smartfonów, tabletów i sądzę, że będzie to kolejna nisza, którą zagospodarujemy.
Czyli trendy dotyczące innowacji, wynikają głównie z potrzeb UE? To właśnie na aktywizację seniorów Unia przeznacza teraz dużo pieniędzy.
Myślę, że spostrzeżenia ludzi w całej Europie mocno się pokrywają. Obojętne czy to Polska, Belgia, czy Holandia. Wykluczenie cyfrowe ze względu na wiek jest dziś oczywistością. Wielu ludzi myśląc o seniorach widzi ludzi w wieku 70, 80 lat, a tak naprawdę przecież chodzi też o ludzi 50+. My niedługo będziemy seniorami. Możliwe, że pierwszymi, którzy będą spędzać aktywnie i twórczo czas w internecie. Nie będziemy siedzieć i patrzeć przez okno.
Po co szukać szczęścia za granicą, skoro w Polsce jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia? Większość instytucji kultury niemal nie istnieje w internecie.
Pewnie, że jest co robić, chociaż nie przesadzałbym z tak surową oceną poziomu cyfryzacji polskich instytucji kultury. A jeśli chodzi o ekspansję na rynki zagraniczne, to na początek wystartowaliśmy w jednym przetargu muzeum w Marsylii i zobaczymy, jak to się potoczy. Póki co, sprawdzamy grunt, próbujemy się i zastanawiamy się, co nas najbardziej kręci.
Pobierz ebook "Ranking agencji marketingowych 2024 i ebook o e-marketingu oraz agencjach reklamowych"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»