Kolejny wydawca będzie miał już przetartą ścieżkę. Przekrój zgarnie szersze grono czytelników, ale też najwięcej krytyki. Póki co, nie jest w stanie zapewnić odbiorcy wyjątkowo ekskluzywnej treści, której nie serwują w internecie inne tygodniki opinii.
Odważny krok w wykonaniu wydawcy Przekroju, Grzegorza Hajdarowicza, wzbudza sporo dyskusji. Czy polscy internauci są gotowi płacić za całkowity dostęp do treści? Na Zachodzie wydawcy już od jakiegoś czasu wprowadzają opłaty za czytanie ich materiałów w sieci. Przedwczoraj na podobny krok zdecydował się New York Times, zostawiając jednak niezdecydowanym czytelnikom furtkę w postaci 20 bezpłatnych artykułów na miesiąc.
Mamy więc kogo naśladować - pytanie jednak, czy wszystkie zachodnie trendy trafią do nas, a także jak nam wychodzi naśladowanie? Hajdarowicz jest swego rodzaju prekursorem tego typu działań w Polsce - znajduje się więc pod lupą ekspertów. Na łamach Interaktywnie.com serwis Przekrój.pl - zarówno pod kątem pomysłu, jak i wyglądu - oceniają eksperci: Olgierd Cygan z Digital One, Piotr Ochocki z Biura Podróży Reklamy, Wojciech Chojnacki z Symetrii, Anna Sikorska z AdSeo oraz Tomasz Bonek, redaktor naczelny Interaktywnie.com i Money.pl.
Tomasz Bonek, prezes zarządu i redaktor naczelny, Interaktywnie.com
To odważny krok wydawcy Przekroju. Po raz pierwszy w Polsce wydawca tradycyjnego medium całkowicie zamyka www, by pobierać opłaty za dostęp do wszystkich przygotowywanych przez redakcję artykułów. To przełom. Ale nieunikniony. W ślad za „Przekrojem” - może nie od razu, ale dość szybko - pójdą inni.
Można się spodziewać, że pierwszymi naśladowcami będą ci wydawcy czasopism i dzienników, którzy w internecie zarabiają mało albo wcale. Bo skoro nie są w stanie sprostać konkurencji, pozyskiwać dużą liczbę użytkowników witryn, to ich przychody z działalności w internecie są mizerne. W dodatku spada sprzedaż dzienników i czasopism, zmniejszają się wydatki na reklamę w mediach drukowanych - ten biznes powoli się kończy.
Alternatywą - bardzo powoli, ale jednak - staje się płatny dostęp do treści za pośrednictwem internetu. Nie wystarczą już aplikacje na iPada. Trzeba myśleć o czymś więcej. Niestety, nie zadziała tu zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Zarabiać na płatnym kontencie będą ci, którzy zaoferują produkt najlepszy jakościowo, potrzebny, zgodny z oczekiwaniami, z dodatkami, czyli coś wyjątkowego.
I mimo że Polacy nie chcą jeszcze płacić za treści w internecie, to wkrótce nie będą mieli wyjścia i zapłacą. Ale czy Przekrojowi? To się okaże. Na pewno wynik tego eksperymentu wskaże wydawcy tygodnika, jak duża jest grupa jego najbardziej lojalnych czytelników - fanów.
Olgierd Cygan, CEO, Digital One
O tym, że jakościowe treści nie powinny być darmowe, mówi się od dawna. Mówi się, ale już z realizacją jest gorzej. Początkowo odważnych nie było w ogóle, ostatnio na zamknięcie swoich podwojów zdecydowały sie takie marki jak The New York Times czy The Wall Street Journal. Silne i posiadające wiernych odbiorców. Dziś wszyscy na nie patrzą z zapartym tchem. Inni wydawcy kibicują i czekają czy ten model sie obroni.
Oczywiście można rzec, że w przypadku tychże tytułów sprawa jest ułatwiona. Ich wierni czytelnicy nie zrezygnują z lektury dla tych kilku dolarów, które ona kosztuje. A reszta? A reszta czytelników, czyli ci, którzy nie zdecydują się na model płatny, prawdopodobnie jest dla wydawcy i tak bez znaczenia.
Wydania elektroniczne są wartościowe dla czytelników na całym świecie, którzy zamiast przepłacać za importowany towar lub godzić sie na opóźnienia, mają swoją lekturę codziennie rano jak świeże bułeczki do śniadania na ekranie swojego urządzenia - BEZCENNE!
Wracając teraz do naszego głównego bohatera - Przekroju - należy się zastanowi,ć czy wykonany ruch ma szanse powodzenia. Czy Polska jest rynkiem gotowym na tego typu model, czy Przekrój ma na to wystarczająco silną markę i unikalne treści. Czy przyjęte ceny są atrakcyjne? Myślę, że pytania te można pozostawić otwartymi. Czas pokaże czy za 6 miesięcy przyjęty kierunek się sam obroni, czy właściciele wprowadzą kolejną zmianę.
Wydaje mi się, że w tym wszystkim najważniejsza jest jakość i unikalność treści. Kiedy na szybko kliknąłem w dwa teksty w wydaniu online, nie znalazłem niczego, co nie miałoby odpowiednika w innych podobnych tytułach. I wydaje mi się, że tutaj jest problem. Gdyby wszystkie magazyny opinii miały ten sam model biznesowy, byłoby im łatwiej. A przynajmniej ludzie nie przeskoczyliby w razie wprowadzenia opłat w jednym, do drugiego. A tak mogą to zrobić jednym kliknięciem myszki. I tzw. wersja iPadowa nie wystarczy, by ich utrzymać.
Zresztą to jest ciekawostka. Z poziomu przeglądarki www.przekroj.pl wygląda jak wersja na iPada. Co w komputerze wcale nie jest komfortowe. Przyjęty layout mnie trochę męczy, nie mówiąc już o użytej czcionce czy zastosowanej nawigacji.
Po wejściu na przekrój.pl na iPadzie - miłe zaskoczenie. Serwis, który na komputerze prezentował się przeciętnie, na tablecie wygląda dużo lepiej. Podejrzenia przekształciły się w pewność. Layout został dostosowany do tabletu. Bardzo przyjemnie się czyta Przekrój na tym urządzeniu. Biorąc jednak pod uwagę penetracje iPadow w populacji versus ilośc użytkowników tradycyjnych komputerów, popracowalbym mocniej nad wersją klasyczną.
Podsumowując - od płatnej platformy wymaga się, aby każda jej składowa była wyższa od średniego poziomu rynkowego. Jeżeli chodzi o stronę www to obecna wersja jest daleka od tego, aby wytyczać trendy. Jeśli zaś chodzi o kontent, to zbyt krotko z nim obcowałem, żeby sobie wyrobić zdanie. Czy kupiłbym dostęp do wersji online? Dziś nie. Jeśli już, to raz na jakiś czas sięgnąłbym raczej do wersji tradycyjnej. Dobrze jest w erze zalewu elektronicznych gadżetów poobcować z papierem :)
Piotr Ochocki, creative manager, Biura Podróży Reklamy
Polską sieć zelektryzowała wiadomość o wprowadzeniu płatnego dostępu do internetowej strony Przekroju. Padł blady strach: nie dość, że wszystko dookoła drożeje, to jeszcze za dostęp do serwisów trzeba będzie płacić! Granda, skandal i spisek! Właśnie tak statystyczny polski internauta zapewne oceni odważny krok Grzegorza Hajdarowicza, wydawcy magazynu.
Decyzja Hajdarowicza przywołanemu przeciętnemu użytkowników sieci wydawać się może w najlepszym wypadku posunięciem niezrozumiałym. W jaki sposób bowiem to, co było ogólnodostępne, powszechne i bezpłatne, stać ma się przedmiotem handlu? Przecież strony internetowe się tylko ogląda. A od patrzenia strony nie ubywa. Dlaczego więc płacić? Za co? Zasadnicza kwestia, która powraca za sprawą internetowego wydania Przekroju, to problem doskonale znany, z którym każdy zetknął się nie raz – czy to za sprawą spotów bardzo wymownie nagabujących do opłacania abonamentu RTV, czy to młodzieży w empikach, która rozłożona na podłodze zaczytuje na śmierć albumy z rysunkowymi historyjkami. Przezwyciężenie przyzwyczajeń polskiego konsumenta, za ukształtowanie którego mentalności przynajmniej w pewnym stopniu odpowiada okres komunistycznych doświadczeń, wydaje się być głównym problemem, przed jakim stoi obecnie redakcja Przekroju. Pojęcie własności intelektualnej nadal wydaje się być dla przeciętnego konsumenta terminem dość mglistym i niejednoznacznym. Wszak kultura jak grzyby w lesie, nie należy do nikogo.
Możnaby potraktować dyskusję nad sensem wprowadzania opłat za dostęp do strony „Przekroju” wręcz jako punkt wyjściowy do szerszej refleksji nad obowiązującym w Polsce modelem dostępu do własności intelektualnej. Wojna wydana komputerowemu piractwu jest w naszym kraju ewidentna. Front szeroki, bo wróg liczny. Środki na działania płyną z Unii Europejskiej, polskiego rządu, samorządów, a także i organizacji prywatnych. Ale czy biblioteki publiczne, które bezpłatnie udostępniające w dniu premiery światowe bestsellery, nie działają przypadkiem przeciwko interesowi wydawców, jak i samych autorów?
W Wielkiej Brytanii na przykład z powodzeniem funkcjonować może model biblioteczny, w którym wypożyczenie powieści jest odpłatne, a pieniądze za pośrednictwem specjalnego funduszu trafiają do autorów. Być może tradycja specyficznego polskiego myślenia o własności intelektualnej sięga o wiele dalej, poza zwykłe przyzwyczajenie społeczeństwa, i swoje źródła, i potwierdzenia, ma wręcz w działaniach państwa? Dodatkowym kontekstem, który należałoby rozważyć jest przeplatanie w świecie zdominowanym przez kulturę popularną treści ewidentnie kulturotwórczych z przekazami komercyjnymi. Coraz trudniej jednoznacznie wskazać cienką granicę biegnącą między prawdziwą, niezależną (i w związku z tym niedofinansowaną) kulturą, a tym, co powstaje z inspiracji mecenasa. Utrudnia to dodatkowo wskazanie jednoznacznego, uniwersalnego modelu finansowania obejmującego wszystkie przejawy kultury.
Piotr Ochocki, Biuro Podróży Reklamy
Jednak "internetowa rewolucja" Hajdarowicza przede wszystkim jest posunięciem biznesowym. Jako prekursor na rodzimym rynku, Przekrój ma szansę na zdobycie dla swojego modelu dostępu do swoich treści internetowych o wiele szerszego grona użytkowników niż będzie to możliwe w przypadku kolejnego wydawcy, który obierze podobną ścieżkę. Część użytkowników zaintrygowana strategią przyjętą przez Przekrój przynajmniej z czystej ciekawości postanowi zainteresować się płatnym dostępem do serwisu. Nie spodziewałbym się jednak, że będzie do przesadnie liczne grono. Wydaje mi się jednak, że wśród tej grupy znajdą się wyznawcy twórczości Marka Raczkowskiego, wziętego artysty tworzącego przezabawne dowcipy komiksowe. Oni z pewnością wykupią sobie dożywotni abonament.
Tutaj dotykamy właściwie kwestii elementarnej. Ile exclusive’ów może Przekrój zapewnić swoim użytkownikom? Jak bardzo powinna być atrakcyjna wirtualna odsłona Przekroju, żeby papierową wersję magazynu zastąpić sieciowym abonamentem? Na polskim rynku dostępny jest szeroki wachlarz tzw. magazynów opinii. Chociażby Wprost, Polityka, Newsweek. I w zasadzie wszystkie tytuły konkurują o względy tego samego odbiorcy. A skoro polski konsument posiada bardzo wysoką inteligencję zakupową, dzięki której doskonale potrafi rozeznać się w obowiązujących ofertach cenowych, czym na swoją stronę przeciągnie ich Przekrój. Czy zapewni to postać znanego z TVN Grzegorza Miecugowa, albo Wojtka Kałużyńskiego, czy może Przekrój postanowi budować swoją pozycję w oparciu o bogatą ofertę multimediów?
Hajdarowicz zapowiada, że słowo pisane nie będzie dominującym składnikiem platformy. Materiały audio i i wideo mają pojawiać się w serwisie z równą częstotliwością. Czy Przekrojowi uda się jednak nadążyć z produkcją materiałów multimedialnych za bieżącymi wydarzeniami? I czy będą one w stanie usatysfakcjonować użytkowników tak samo jak tekst, który w przypadku Przekroju postrzegany jest przecież mimo wszystko jako podstawowa wartość magazynu?
Ciężko na te pytania powiedzieć. Na tym polu na pewno można spodziewać się dużej konkurencji, chociażby ze strony Gazety Wyborczej, która na swojej platformie zamieszcza coraz więcej newsowych materiałów wideo.
Domyślać się można, że Hajdarowicz podejmując decyzję o zamknięciu darmowego dostępu do strony Przekroju myślał o trwającej erze tabletów i smartfonów, o której bezdyskusyjnym nadejściu wszystkich wątpiących powinna przekonać niedawna premiera iPada 2 (zauważyć w tym miejscu trzeba, że multimedialność serwisu pozostawia raczej poza gronem zainteresowanych wszystkich właścicieli e-booków). Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje jednak, ilu z dotychczasowych oddanych czytelników papierowego Przekroju zdecyduje się udzielić wydawcy kredytu zaufania i zainwestować w nową, na dobrą sprawę, nie wiadomo jaką, odsłonę portalu. Bo wydaje mi się, że raczej na taką konwersję czytelników powinien liczyć Hajdarowicz. Odbiorcy, którzy nie kupowali Przekroju w kiosku, a zadowalali się jego okrojoną, internetową wersją, nie będą raczej stanowili wysokiego odsetka abonentów. Przynajmniej nie bez dobrej i głośnej kampanii marketingowej.
Reasumując: z pewnością strategia wydawcy Przekroju jest tak posunięciem ryzykownym, jak i nieuniknionym. W kraju nad Wisłą ktoś w końcu musiał zdobyć się na odwagę i powtórzyć za The Timesem Ruperta Murdocha (a także i New York Timesem) postulaty płatnego dostępu do treści w sieci. Miejmy jednak nadzieję, że droga wirtualnego Przekroju nie będzie powtórzeniem zwyczajowych losów wizjonerów wyprzedzających swój czas, którzy niezrozumiani przez współczesnych dokonali żywota w niesławie, albo w wariancie optymistycznym, w zapomnieniu.
Jedno jest pewne: w czasie, kiedy świat będzie gotowy na cyfrową rewolucję (a chyba mimo wszystko nie będzie to prędko), zysk mają zapewniony producenci łapek na muchy. Chyba, że dokona się przełom technologiczny, koszty produkcji zmaleją i insekty będziemy mogli anihilować bez zastanowienia tabletami. Ale w to nie chce mi się za bardzo wierzyć ;-)
Wojtek Chojnacki, senior project manager, UX Design Department Symetria
Patrząc na Przekroj.pl pod kątem user experience użytkownika PCtowego, warto pochwalić nieszablonowy look&feel. Oparcie prezentacji treści o przewijane, czytelne panele tematyczne pokazuje, że autorzy nie chcieli stworzyć jeszcze jednego portalu informacyjnego. Zamiast gąszczu linków, mamy wyselekcjonowane najważniejsze tematy. Serwis obiecuje "zobacz, mamy dla Ciebie mniej treści, bo wybraliśmy te najlepsze". By tę obietnicę spełnić - to już wyzwanie dla redaktorów.
Z punktu widzenia odczuć użytkownika plusem jest, że serwisu nie zapomina się zaraz po odwiedzinach, zostawia wrażenie obcowania z niebanalnym produktem - przynajmniej jak na dzisiejsze standardy. Nie psuje tego nawet niezrozumiały sześcian wyświetlany na pierwsze powitanie, który nie wydaje się mieć żadnego odzwierciedlenia w dalszej interakcji.
Odważna forma niesie jednak za sobą poważne konsekwencje w zakresie jakości interakcji. Przykładowo, oszczędność nawigacji i treści kontekstowych może sprawić, że ścieżki pracy użytkownika z serwisem będą urywać się dość szybko.
Nie przeczę - droga dotarcia do artykułu może być przyjemna (choć przy ekranach laptopowych przeglądanie listy olbrzymich zajawek będzie raczej bolesnym przeżyciem). Jednak po jego przeczytaniu pozostaje zwątpienie - co warto robić dalej? Trudno sprawdzić, jakie inne artykuły są dostępne w odwiedzanej kategorii (notabene nie wiemy nawet w której z nich jesteśmy). Z kolei lista "polecanych" w prawej kolumnie jest statyczna i często nie ma związku z tym, co akurat czytamy.
Co więc robimy? Zamykamy okno, uciekamy, spędzamy czas gdzie indziej. To jest dziura, którą załatałbym jak najszybciej.
Anna Sikorska, SEO director, AdSeo - Grupa AdWeb
Zapewne nie będziemy osamotnieni w stwierdzeniu, że strona startowa Przekroju nie powala. Męcząca oko czerwona kostka na czarnym tle nie jest zachęcająca. Jako seowcy, na widok flasha, reagujemy alergicznie. Takie intro nie dość, że mało atrakcyjne to jeszcze mało funkcjonalne. Seowcy nie lubią takich stron startowych. Google jeszcze bardziej. SEO start zupełnie nieudany.
Strona startowa jest zupełnie niezoptymalizowana. Brakuje podstaw: poprawnie opisanych tagów, przyjaznych url, linkowania do dostępnych podstron. Alty, mimo tego że opisane, nie są opisane najlepiej. Zazwyczaj mają ten sam tekst co tytuł artykułu a powinny być zróżnicowane.
Dalsza wędrówka po podstronach serwisu (mamy na myśli te dostępne bez logowania) również przynosi rozczarowanie. Między innymi przeszarżowano z nagłówkami : za dużo <h1>. Analiza kodu strony przyniosła również niespodziankę w postaci tabelek. Mamy w kodzie tabelki, w tabelkach divy a dopiero w divach treści. Takie rozwiązanie wpłynie negatywnie na poprawne indeksowanie zwartości strony. Ale możliwe, że wydawcy nie zależało na poprawnym indeksowaniu treści ze względu na to, że płatny dostęp do zawartości blokuje dostęp nie tylko użytkownikom chcącym bezpłatnie skorzystać z Przekroju. Blokuje dostęp również robotom. Dlatego w zasadzie martwienie się o poprawną budowę strony jest sztuką dla sztuki.
Po zalogowaniu się do serwisu mieliśmy możliwość oceny tekstów pod kątem ich optymalizacji. Wniosek jest jeden. Treści w Przekroju nie są seofriendly. W naszej ocenie zostały pobrane i przeklejone do edytora bez formatowania co spowodowało "krzaczenie kodu". Dobrze byłoby to poprawić. Nie widzimy również spójności w publikowanych treściach. Nie wszystkie mają śródtytuły, podkreślone słowa lub frazy kluczowe. Brakuje tagów oraz linkowania wewnętrznego. Nie wszystkie obrazki ilustrujące artykuły mają opisana alty.
Strona przekroj.pl pod kątem seo nie jest udana. Być może przed oficjalnym startem zostanie odpowiednio zoptymalizowana i złe wrażenie zostanie zatarte. Na razie nie zachwyca.
Pobierz ebook "Jak otworzyć sklep internetowy - ebook z poradami dla firm"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
\"Przekrój\", kultowy tytuł czasów głębokiej komuny, chyli się od kilku lat ku upadkowi i oceniam to jako desperacką próbę tonącego. NYT, który chyba jako jeden z pierwszych zainicjował odpłatność, już teraz kolosalnie stracił wizerunkowo. Na temat finansów nie puścił pary. Trzeba będzie obserwować giełdę nowojorską, by coś wywnioskować. <br /> Wymądrzanie się, że \"nie będą mieli wyjścia - zapłacą\", należą to typowego myślenia życzeniowego. Podobnie - sądowe zablokowanie inicjatywy Googl\'a w sprawie wolnej książki, jest dramatycznie szkodliwe, bo przesuwa wielką rzeszę entuzjastów do podziemia i kończy możliwość skutecznego pozyskiwania środków na tantiemy dla twórców. To typowy przykład \"strzału we własną stopę\"
Niestety \"Przekrój\" w formie drukowanej znacząco zmniejszył swoją objętość, a to już jest chyba strzelanie sobie w stopę i cios dla stałych i przywiązanych czytelników.
Temat pieniędzy jak zwykle dla statystycznego Polaka jest najtrudniejszym do przełknięcia. Trzeba się liczyć z tym, że content na coraz to większej ilości źródeł będzie płatny. Co więcej, nawet powinien być płatny.<br /><br /> Minusem przekroju jest jednak w moich oczach całkowite zamknięcie na użytkowników bez abonamentu. Zawsze warto dać coś na rozbudzenie apetytu (tutaj ukłon w stronę New York Times i darmowych treści / miesiąc).
<blockquote>A reszta czytelników, czyli ci, którzy nie zdecydują się na model płatny, prawdopodobnie jest dla wydawcy i tak bez znaczenia.</blockquote><br /><br /> Ilość wyświetleń reklamy w danym serwisie dla reklamodawcy też pewnie jest bez znaczenia... ;)<br /><br /><blockquote>I mimo że Polacy nie chcą jeszcze płacić za treści w internecie, to wkrótce nie będą mieli wyjścia i zapłacą.</blockquote><br /><br /> Mają i będą mieli... i jeśli nie zechcą, to nie zapłacą :) Rynek jest na tyle szeroki, że zawsze znajdzie się alternatywa.<br /><br /> Przekrój owszem, jest prekursorem, jeśli chodzi o całkowicie płatny dostęp do strony, ale model ten funkcjonuje już na rynku od jakiegoś czasu (np. w <a href=\"http://gazetaprawna.pl)\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\">http://gazetaprawna.pl)</a> Wnioski typu \"nie będą mieli wyjścia - zapłacą\" wysnuwałbym, gdybyśmy mieli konkretne dane dotyczące jego funkcjonowania. W obecnej sytuacji możemy tylko gdybać.<br /><br /> Co do samego przekroju... pomijając kontent - nie powala i nie przyciąga.