
Amerykańska firma działa w 45 krajach na całym świecie, wszędzie wywołuje protesty taksówkarzy i stać ją na to, by w ogóle się tym nie przejmować.
Fakt, Uber to największa na świecie firma, zajmująca się przewozem osób. W ciągu pięciu lat rozszerzyła działalność na 45 krajów, w tym tak trudnych dla amerykańskich firm jak chiński, tajwański indyjski i koreański. Fakt drugi, mimo narzuconego tempa, ostrożnie przystosowuje model biznesowy do lokalnych uwarunkowań. Stąd w Polsce póki co nie uświadczymy luksusowych limuzyn ani SUV-ów, a musimy zadowolić się przeciętniejszymi pojazdami i kierowcami, którzy przewozem ludzi zajmują się z doskoku. Fakt trzeci: firma ma ambicje i wizję nieograniczającą się do pośredniczenia w kontakcie pomiędzy kierowcą a pasażerem. W przyszłości kierowcy mogą w ogóle wypaść z tego łańcucha. Uber chce bowiem wykorzystywać także bezzałogowe, inteligentne auta, nad jakimi w Dolinie Krzemowej pracuje choćby Google.
Ale pierwsza i najważniejsza jest aplikacja. Bo - jakkolwiek wykonanie telefonu do centrali - samo w sobie specjalnie skomplikowane nigdy nie było, to korzystanie z aplikacji jest jednak o wiele wygodniejsze, szybsze i oferuje sporo udogodnień. Takich z góry określone, szacowane koszty, GPS umożliwiający sprawdzenie trasy i płatność bezgotówkową.
Od aplikacji się zresztą zaczęło. W 2008 roku Garett Camp sprzedał swój biznes - platformę StumbleUpon serwisowi eBay. Potem, już razem z Travisem Kalanickiem, który swoją firmę - Red Swoosh - sprzedał rok wcześniej, szukali kolejnego pomysłu na biznes. I nie - tanie taksówki nie były ich pierwszą myślą. Po sprzedaży obu spółek, żaden nie narzekał bowiem na brak gotówki. Być może nawet mieli jej aż nadto, bo chcieli jeździć nie tylko wygodnie, ale przede wszystkim luksusowo. Doszli do wniosku, że w tym celu najlepiej sprawdzi się klasyka. Początkowo przez aplikację, która powstała w 2009 roku, można było wynajmować tylko czarne mercedesy S klasy.
- Idea była bardzo prosta - mówił w 2012 roku Travis Kalanick - Naciskasz guzik i jeździsz po San Francisco jak "ktoś".
Poczuć się "kimś" chciało więcej osób. Po pierwszych testach w Nowym Jorku, kiedy po SOHO, Chelsea i Union Square krążyły zaledwie trzy samochody Ubera, firma wystartowała w San Francisco. I niemal z miejsca zyskała klientów, inwestorów, a i na wrogów długo nie czekała. W projekt Campa i Kalanicka uwierzyli najwięksi i najbogatsi, miedzy innymi Menlo Ventures, Jeff Bezos, i Goldman Sachs, którzy zainwestowali w niego około 32 milionów dolarów. W 2013 roku dołączyły do nich fundusze Google Ventures i TPG podnosząc poprzeczkę do 258 milionów. Bank został jednak rozbity w czerwcu 2014 roku, kiedy to Uber od różnych inwestorów otrzymał 1,2 miliarda dolarów, czyli więcej niż Facebook przed giełdowym debiutem.
Nie obyło się jednak bez problemów. Uber, który szybko przestał ograniczać się do luksusowych mercedesów, śmiało wkraczał na teren od dawna rozparcelowany pomiędzy korporacje taksówkarskie. A te - co zrozumiałe - nie chciały dopuścić do stołu konkurenta, który nie przestrzegał dobrych manier. Amerykański start-up proponował bowiem dużo niższe ceny, a co ważniejsze - od kierowców nie wymagał uprawnień, jakie muszą mieć profesjonalni taksówkarze. No i podniosło się larum.
W Kaliforni Uber, wespół z innymi firmami, działającymi na podobnej zasadzie, takimi jak Lyft i SideCar, został oskarżony o nielegalne działanie i wezwany do zapłacenia kary. Ostatecznie jednak została zawarta ugoda, a po dwóch latach - zmienione prawo tak, by Uber działał legalnie. W stanie Massachusetts urzędnicy twierdzili, że GPS w smartfonie (kierowcy nie mają taksometrów) nie może służyć przewoźnikom jako urządzenia pomiarowe; w Waszyngtonie, że Uber działa bezprawnie; a w Chicago - że zagraża bezpieczeństwu pasażerów.
W Europie było podobnie. Uber miał problemy we Francji, gdzie fala protestów zmieniła się w uliczne zamieszki, a w Niemczech został nawet zdelegalizowany. Czasowo - bo ostatnio władze wycofały się z tego pomysłu do czasu wydania ostatecznego wyroku sądowego w tej sprawie - ale jednak.
Na drugiej stronie przeczytasz, jak Uber radzi sobie w Polsce.
Przeciwko idei ride-sharingu ogólnie, a Uberowi - jako największej firmie z branży - zwłaszcza, protestują władze, korporacje taksówkarskie, a ostatnio także kierowcy, którzy dla niego pracują. Pod koniec października, w Nowym Jorku wyszli na ulicę po tym, jak Uber obniżył ceny o 20 procent, zachowując wysokość własnej prowizji. Obniżka miała zwiększyć zainteresowanie usługami firmy tak, by współpracownicy nie odczuli jej na własnej skórze. Chyba jednak nie wyszło, bo - jak podaje Business Insider - kierowcy zarabiają mniej, nie zbliżając się nawet do 90 tysięcy rocznie, a taką właśnie kwotą kusił ich Uber.
Nic z tego nie robi najwidoczniej na firmie wrażenia. Mimo problemów w Niemczech, znowu przy wtórze głośnych protestów, wszedł także do Polski. Na razie działa w Warszawie, ale na początku października szukał już brand managera do Krakowa. Czy także u nas stanowi zagrożenie dla tradycyjnych korporacji taksówkarskich?
- Oczywiście. Uber nie ma jeszcze zbyt wielu samochodów, ale w miarę upływu czasu, ta firma będzie coraz poważniejszym konkurencją dla taksówkarzy - mówi Jarosław Iglikowski, przewodniczący związku zawodowego "Warszawski Taksówkarz". - Niektóre korporacje to bagatelizują, tak samo jak bagatelizowały swego czasu tych pseudoochroniarzy jeżdżących po Warszawie. Tylko że tej chwili jest to około pięciuset samochodów i nagle okazuje się, że bardzo trudno je zatrzymać.
Bo w Polsce, tak samo jak w większości krajów Europy Zachodniej, nie wolno bez licencji przewozić osób. Zdaniem taksówkarzy nie ma więc żadnych wątpliwości, że Uber działa nielegalnie. Firma twierdzi jednak, że jest jedynie pośrednikiem ułatwiającym kontakty pasażerów i kierowców, a nie organizatorem transportu.W odpowiedzi na prośbę o komentarz skontaktowali się z nami przedstawiciele Biura Prasowego firmy.
- Choć część konkurentów zasiedziałych na rynku transportowym protestuje przeciwko innowacjom, warto sobie uświadomić, że nie reprezentują oni wszystkich uczestników rynku, lecz jedynie samych siebie - napisali. - Tymczasem uberPOP to niedrogie i bezpieczne rozwiązanie, które zapewnia korzyści wszystkim zaangażowanym stronom: zarówno pasażerom, jak i kierowcom oraz samym miastom. Naszą misją jest zapewnienie konsumentom możliwości wyboru. Wraz z pojawieniem się nowej formy transportu, jaką jest ridesharing, mają oni kolejną opcję poruszania się po mieście. Czasami pojadą metrem, czasami rowerem, czasami wezmą taksówkę, a teraz mają też możliwość skorzystania z przejazdu uberPOP.
- Tylko w dwóch krajach Uber działa legalnie. W Wielkiej Brytanii, gdzie przewoźnicy nie muszą mieć licencji i w Szwecji, gdzie działa jedynie usługa Uber Taxi, co do której nie ma żadnych zastrzeżeń - dodaje Jarosław Iglikowski.
Do Warszawy zawitała tylko najtańsza opcja - UberPOP. Przewoźnikami są osoby prywatne, które chcą jedynie dorobić do pensji. Jarosław Iglikowski przekonuje, że gdyby firma wprowadziła tu usługę Uber Taxi - nie byłoby problemu.
- Nie jest tak, że boimy się technologicznych nowinek - zapewnia Iglikowski. - Większość z nas korzysta na co dzień z tabletów, smartfonów i w ten sposób kontaktuje się z centralą. Poza tym w Polsce z powodzeniem działają usługi takie jak iTaxi i MyTaxi, które zrzeszają jednak profesjonalnych taksówkarzy. Media często porównują te firmy, a jedyne podobieństwo opiera się na aplikacji, która nie jest już przecież żadnym wyróżnikiem. Uber korzysta z nielegalnych przewoźników i tylko tu jest problem.
Z tą tezą zgadza się zresztą Stefan Batory, prezes iTaxi, który w wypowiedzi dla TVN24 podkreślał, że choć aplikacja jest podobna, model biznesowy obu firm zasadniczo się różni.
- Przewozu osób nie traktujemy jako konkurencji gdyż, według ostatnich zmian w prawie, działa on w Polsce nielegalnie - deklaruje Stefan Batory. - Naturalnym jest, że usługa ta wprowadziła początkowo zamieszanie na rynku, jednak sytuacja uległa stabilizacji. Klienci zaczęli zauważać, że przewozy nie są ani tańszym, ani bezpieczniejszym rozwiązaniem.
Prezes iTaxi podkreśla, że kierowcą przewozu może zostać każdy posiadacz prawa jazdy, nie są wymagane żadne licencje, czy egzaminy ze znajomości topografii miasta. A brak konieczności posiadania tych dokumentów i przechodzenia niezbędnych kursów wpływa na obniżenie bezpieczeństwa podróży.
- Klient nie ma pewności, czy kierowca posiada umiejętności, by przewozić pasażerów lub czy jego samochód jest w pełni sprawny. Kolejną istotną kwestią są buspasy, do których dostęp mają tylko taksówki i autobusy, co znacznie skraca czas ich podróży i pozwala zaoszczędzić pieniądze - przekonuje Batory.
Póki co jednak nic nie zapowiada na to, by Uber się zatrzymał. Najcenniejszy start-up świata, wspierany przez między innymi przez Google, może sobie pozwolić i na wojowanie z władzami i z konkurencją. Inwestorzy wyceniają go na 17 miliardów dolarów.
Pobierz ebook "Ebook z raportem: Jak wybrać software house dla działań marketingowych i e-commerce"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Interaktywnie.com jako partner Cyber_Folks, jednego z wiodących dostawców rozwiań hostingowych w Polsce może zaoferować …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Skorzystaj z kodu rabatowego redakcji Interaktywnie.com i zarejestruj taniej w Nazwa.pl swoją domenę. Aby …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Poruszono problem buspasów. Dlaczego kierujący taksówką niekoniecznie z pasażerem ma większe prawa niż ktoś np. wiozący kogoś ze swojej firmy na lotnisko? Konstytucja RP w 32 Artykule zabrania dyskryminacji i wprowadzania różnicowania w działalności czy to społecznej czy to zawodowej. Czy kierujący taksówką ma pierwszeństwo poruszania się drogami wydzielonymi w czasie gdy jedzie do domu na wypoczynek, posiłek czy li tylko z dziewczyną na tzw. "zieloną trawkę"? Inni wszakże płacą nierzadko wyższe podatki z tytułu wykonywanej działalności gospodarczej?! W Białymstoku nie dopuszczono taksówek do buspasów kierując się tym, iż tylko miejski transport publiczny taki jak autobusy może się po nich poruszać. Modernizuje się ulice i ciągi komunikacyjne za publiczne pieniądze i nie można preferować żadnej grupy zawodowej kosztem innych.
czyli urząd skarbowy musi wziąć się za kierowców w tym UBER bo to następna firma która chce wyciągnąć pieniądze z Polski