Nowy regulamin YouTube'a wejdzie w życie 15 czerwca, a użytkownicy, którzy zdecydują się na zakup abonamentu, nie będą skazani na oglądanie reklam.
Informacje o tym, że Google planuje wprowadzenie płatności dla użytkowników YouTube'a pojawiały się już od dawna. Teraz stały się faktem. Nowy regulamin wejdzie w życie 15 czerwca, a użytkownicy, którzy zdecydują się na zakup abonamentu, nie będą skazani na oglądanie reklam. Decyzja nie może dziwić, bo od dawna wiadomo, że YouTube ledwie na siebie zarabia. A musi, bo konkurencja nie śpi. O wideo w sieci - coraz mocniej walczy teraz Facebook, który - podczas gdy Google inwestuje w roboty i inteligentne auta - skupia się wyłącznie na internecie.
- Przymierzamy się do kolejnego kroku, dzięki któremu użytkownicy zyskają jeszcze więcej możliwości wyboru - zamierzamy zaproponować im wersję YouTube, z której za miesięczną opłatą będą mogli korzystać bez reklam. Stworzenie nowej usługi subskrypcyjnej da też twórcom nowe źródło przychodów, które uzupełni rosnące przychody z reklam - tak przedstawiciele YouTube motywują decyzję o wprowadzeniu opłat.
Trudno nie zgodzić się z tą argumentacją. Twórcy internetowych wideo rzeczywiście zyskają większe możliwości zarabiania na swoich treściach. Dotychczas, mogli je monetyzować na reklamach albo decydując się na współpracę z markami. W obu przypadkach o wysokości wpływów decydowała najczęściej liczba sukskrybentów. Możliwość zamknięcia kontentu za paywallem jest więc dobrą wiadomością zwłaszcza dla youtuberów, którzy mają niewielką, ale lojalną społeczność. Taką, która będzie skłonna zapłacić. Tyle w teorii. W praktyce przekonanie do płacenia za materiały, które dotychczas były darmowe, będzie trudnym wyzwaniem, bez względu na to, ile usługa będzie ostatecznie kosztować. Przed takim stoją jednak wszyscy.
Także Google, który - wydawało się - zarabianie w sieci, ma od dawna w jednym palcu. Według "The Wall Street Journal", w 2014 roku przychód z YouTube'a wyniósł zaledwie 4 miliardy dolarów. Zysk był właściwie żaden - jak podaje gazeta.
- Ogromne koszty utrzymywania infrastruktury plus relatywnie niewielkie wpływy reklamowe wymuszają na YouTube szukanie innych źródeł przychodów - mówi Mariusz Pełechaty, head of social media z agencji Lemon Sky J. Walter Thompson Poland. - Jest to zresztą zgodne z globalnym trendem oswajania się ludzi z koniecznością płacenia za treści. Z pewnością samo wycięcie reklam w płatnej wersji to za mało, żeby ludzie masowo zaczęli wykupywać płatne subskrypcje, ale to z pewnością pierwszy krok. Jesteśmy coraz bardziej wymagający i wielu z nas chętnie zapłaci kilka dolarów miesięcznie za to, żeby mieć dostęp do treści naprawdę dobrej jakości merytorycznej i technicznej. Jeśli Google chce zarabiać - musi dać nam coś więcej.
A nie tyle chce, ile musi. Bo świat, w którym YouTube był jedynym liczącym się serwisem wideo na świecie nieuchronnie zdaje się odchodzić do lamusa. I nie chodzi tutaj o konkurencję pomniejszych serwisów takich jak Vimeo czy Vine, choć te też podgryzają giganta.
- Opcja premium to równoległy - do reklamowego - kierunek rozwoju biznesu. Jest dla widzów i twórców, a nie dla reklamodawców. To oznacza, że YouTube wchodzi w konkurencję z kablówkami, telekomami, VOD, Netflixem czy Spotify - mówi Kamil Dmowski, activation director w VML Poland.
YouTube szuka więc dodatkowych źródeł przychodów, ale na każdym polu ma już silną konkurencję. Płatne sukskrypcje to Netflix i Spotify, a na reklamy ostrzy sobie zęby Facebook, który sięga nie tylko po swój kawałek wideo w sieci, ale i cały internet. Mark Zuckerberg chce bowiem, by wychodzenie z Facebooka w ogóle nie było konieczne.
W październiku 2014 roku ogłosił, że wideo jest na czele listy jego priorytetów, a już w sierpniu Facebook zanotował więcej wyświetleń niż Google i nawet jeśli był to jednorazowy skok związany z szaleństwem Ice Bucket Challenge, dla Mountain View nie wróżyło to niczego dobrego. Tym bardziej, że Zuckerberg idzie jak burza. W lipcu 2014 kupił LiveRail, sieć reklamy wideo, która udostępnia także technologię pozwalająca na trafniejsze targetowanie kampanii; w styczniu spółkę QuickFire Network, zajmującą się kompresją materiałów wideo; a niemal rok temu... okulary do wirtualnej rzeczywistości Oculus Rift. Długo trwały spekulacje, po co VR w serwisie społecznościowym, ale ostania konferencja Facebooka nieco rozjaśniła temat. Bo chodzi oczywiście o wideo - player Facebooka ma być kompatybilny z goglami.
Liczba odtworzeń filmów na Facebooku już dzisiaj robi wrażenie, ale pamiętać trzeba, że wyświetlają się one z automatu, jak tylko pokażą się w News Feedzie. Choć na razie na Facebooku pojawiają się głównie krótkie, amatorskie filmiki, warto pamiętać, że YouTube do niedawna też kojarzony był raczej ze śmiesznymi kotami niż z produkcjami studia TOR. A jednak - by obejrzeć wideo na Facebooku nie trzeba "wychodzić" z serwisu. I o to ostatecznie chodzi - o uwagę odbiorców. Ta nie jest jednak z gumy, a Facebook chce wszystko. Wideo to więc nie jedyne pole, na którym walczy z Google.
- YouTube to biblioteka wideo, uporządkowany charakter serwisu wpływa również na sposób konsumpcji - użytkownicy intencjonalnie wyszukują wideo spośród setek dostępnych kategorii - uważa Łukasz Turkowski, interactive media planner DDC Media (grupa CP DDB). - Na Facebookuu auto-play i auto-mute wymusza inne podejście do kreacji contentu: ma być łatwo i przyjemnie.
Niedawno media obiegła wiadomość, że Zuckerberg negocjuje z wydawcami internetowymi, m.in. The New York Time, Buzz Feed, National Geographic, by ci udostępniali w serwisie pełne materiały, a nie tylko - jak do tej pory - linki. Pretekstem do takiego ruchu jest oczywiście wygoda użytkowników, którzy nie musieliby marnować czasu, czekając na przekierowanie. Powodem - chęć zatrzymania ich w serwisie na dłużej.
Wydawcy straciliby co prawda wyłączność na informacje o swoich czytelnikach, ale dostaliby i zasięg gwarantowany przez sieć społeczności i... wpływy z reklam. Czy porozumienie dojdzie do skutku? Tego na razie nie wiadomo, ale sam fakt, że rozmowy się toczą zasługuje na uwagę. Google od dłuższego czasu z wydawcami toczy jedynie boje. Zwłaszcza w kontekście Google News, który agreguje treści pochodzące z różnych źródeł. Choć linkuje bezpośrednio do witryn „domowych”, wielu użytkowników poranny przegląd prasy ogranicza do przeskanowania nagłówków, więc część wydawców taki model uważa za nadużycie. Nawet jeśli w każdej chwili mogą z niego zrezygnować. To jednak nie bardzo się opłaca.
Wydawcy są więc skazani na Google, ale trudno mówić tu o dobrych relacjach. Tych zresztą gigant z Mountain View nie ma też z Komisją Europejską, która zarzuca mu praktyki monopolistyczne; firmami e-commerce, które uważają, że Google promuje "swoich" w wynikach wyszukiwania; a ostatnio także z Amerykańską Federalną Komisją Handlu, która przyjrzy się, czy w aplikacji YouTube Kids wszystkie reklamy są właściwie oznaczane.
I to wszystko w firmie, która pracuje nad tym, byśmy żyli lepiej. Bo Google to już od dawna nie jest firmą zainteresowaną tylko i wyłącznie dostarczaniem elektronicznej poczty, narzędzi do przeszukiwania zasobów sieci i zbijaniem kokosów na internetowej reklamie. W ubiegłych latach Google przejęło aż dziewięć firm zajmujących się zaawansowaną robotyką, m.in. Boston Dynamics, która zasłynęła w sieci filmami o robotach BigDog i WildCat; japońską Schaft, która konstruuje humanoidy; Autofuss i Bot & Dolly zajmujące się wykorzystywaniem robotyki w reklamie i filmie - by wymienić tylko kilka. Ponadto Google pracuje także nad inteligentnymi autami, które już poruszają się po ulicach Kaliforni i chirurgicznymi asystentami.
Facebook tymczasem nie wydaje się zainteresowany żadną z tych gałęzi biznesu i koncentruje się tylko i wyłącznie na sieci - walcząc także, podobnie jak Google, o jej upowszechnienie. To jednak całkiem logiczne - tam, gdzie będzie internet, będzie grupa docelowa Facebooka, a więc i pieniądze.
A o to właśnie chodzi. - Obie firmy mają swój rozłożony na całe lata, a może nawet dekady plan mnożenia źródeł przychodów, który z każdym rokiem bardziej będziemy odczuwali w naszych kieszeniach. Będą tworzyć w naszych umysłach nowe potrzeby, za które chętnie będziemy płacić - podsumowuje Mariusz Pełechaty.
Google patrzy w gwiazdy, inwestując w obszary, które mogą, ale nie muszą okazać się przyszłościowe. Facebook sięga bliżej, tak się składa, że po to, co dzisiaj jest "należy" do Google. Które podejście jest właściwe?Na pewno zapowiada się ciekawa rozgrywka.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
POLACY BĘDĄ PŁACIĆ ZA OGLĄDANIE NA YT HAHAHAHHAHAAHHAHAHAHHA
tl;dr ale podaję odpowiedź:<br /><br /><strong>INB4</strong> Adblock
I tak podejrzewam ,że wszyscy będą woleli oglądać reklamy niż płacić.