Nie zarabia, nie ma konkretnych planów, jak to zmienić i... wyraźnie nie uznaje tego za swój problem.
Snap na giełdę idzie jak po swoje. Nie zarabia, nie ma konkretnych planów, jak to zmienić i... wyraźnie nie uznaje tego za swój problem. Przeciwnie - wierzy, że inwestorzy zapłacą za akcje bez prawa głosu i mętną obietnicę przyszłych zysków. I wcale nie musi się mylić.
Inwestorzy czekają na ten debiut z wypiekami na twarzy, nie tylko dlatego, że na amerykańskiej giełdzie od 2014 roku czyli od czasów debiutu chińskiej Alibaby, nie działo się nic ciekawego. Snap to jedna z najgorętszych spółek z Doliny Krzemowej. Ukochana przez nastolatków, bezsensowna dla ich rodziców i wciąż niezbadana dla marketerów, skutecznie przekonuje rynek, że za ten bliżej nieokreślony potencjał - konkretami się dotychczas nie dzieliła - warto płacić. Ci płacą więc w nadziei, że prędzej czy później załapią się dzięki niej na powtórkę z rozrywki, którą zafundował im Facebook.
Ale Facebook to już nie tylko Facebook. To całe imperium, które konkuruje już głównie z Google - o uwagę odbiorców, współpracę mediów, budżety reklamodawców i ogólnie - lepszy świat z powszechnym dostępem do sieci. Snapchat, nawet przechrzczony na Snapa i przemianowany na "camera company" póki co nie może się z tym równać. Tym bardziej, że Facebook nie zamierza mu na to pozwolić. Kopiując jego rozwiązania i wdrażając je w Instagramie nie przysparza sobie może chwały, ale użytkowników - owszem. Kosztem Snapachata.
- Debiut Snapa jest jednym z tych wydarzeń, na które rynek czeka od dłuższego czasu. Większe oczekiwania budowane są chyba tylko wobec IPO Ubera, a obecny szum medialny wokół Snap można porównać do 2014 r. kiedy debiutowała Alibaba. Przejście do kolejnego etapu procesu upublicznienia to pozytywna informacja dla całego rynku internetowego i technologicznego, bo dowodzi dojrzałości spółki i daje pewne wyobrażenie o dobrej kondycji cyfrowej gospodarki. Nie porównywałbym Snapa do Twittera. W przypadku tego drugiego mamy do czynienia z dobrym produktem, który nie odniósł sukcesu na miarę swojego potencjału, głównie przez brak efektywnego modelu monetyzacji treści. Z kolei Snap nie ma problemów z zarabianiem pieniędzy. Jak pokazują kolejne informacje, sukcesywnie notuje wzrost wyników finansowych. I choć w porównaniu do Facebooka czy Google jego wpływy reklamowe wyglądają mało imponująco, o jego przyszłość można być raczej spokojnym: Snap ma z jednej strony model biznesowy, który potrafi zwiększać bazę użytkowników , a z drugiej - sprawdzony sposób na zwiększanie przychodów z treści publikowanych poprzez aplikację. Na koniec dnia, o losie IPO Snap zdecydują amerykańscy inwestorzy – powiedział Tomasz Danis, Partner MCI Capital.
Snap walczy jednak dzielnie. Z raportu Bloomberga wynika, że liczba jego dziennych użytkowników już dzisiaj jest większa niż Twittera, który swoje 140 milionów pracowicie zbierał przez dziesięć lat. Snapchat tymczasem w czasie o ponad połowę krótszym przebił granicę 150 milionów. Rosną też jego przychody. W zeszłym toku wyniosły 404,5 miliona dolarów, co stanowi imponujący, 700-proc. wzrost w stosunku do poprzedniego roku. Strata była jeszcze większa, ale w przypadku nowych technologii to od dawna przecież nie jest żaden dealbreaker. A przynajmniej nie od razu.
Ryzyk jest jednak więcej. Snap musi udowodnić inwestorom, że - mimo wysiłków Facebooka - uda mu się utrzymać nie tylko wzrost liczby użytkowników, a przede wszystkim ich nieustające zaangażowanie. Przeciętny użytkownik aplikacji otwiera ją 18 razy dziennie. To - według Evana Spiegela - jest coś za co marketerzy będą płacić. Sam jednak musi płacić Google'owi za cloud - w ciągu kolejnych 5 lat aż 2 miliardy dolarów.
I może mieć rację. Duopol Google i Facebooka, którzy od pewnego czasu dzielą i rządzą rynkiem reklamy online nie wszystkim się podoba. Wśród tych, którzy z chęcią naruszyliby ten skostniały układ, są z pewnością włodarze największych sieci reklamowych takich jak WPP. Martin Sorrell, jej szef, szacując, że na Snapa wyda około 90 milionów dolarów, stwierdził zresztą wprost, że właśnie on może być tą trzecią siłą na rynku. Przychody Snapa pochodzą w 100 procentach z reklam, a rynek reklamy internetowej ogólnie przecież będzie rósł, reklamy mobilnej - tej, w której Snap czuje się jak ryba w wodzie - będzie rósł w szczególności.
Pytanie, czy Snap będzie na nim zarabiał. Twitter, o którym jeszcze kilka lat temu mówiło się z równym optymizmem, wciąż ma z tym problem. Jack Dorsey, który wrócił do spółki z misją naprawczą nie radzi sobie najlepiej, bo póki co zamiast o wewnętrznych zmianach, mówi się głównie o poszukiwaniu potencjalnego kupca. Snap, odcinając się od "społecznościowych" korzeni wysyła więc sygnał, że ma do zaoferowania coś więcej niż znikające zdjęcie i sympatię millenialsów, ale - jeśli nawet - czy warto za to płacić w ciemno?
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»