Prezes PGS Software Wojciech Gurgul jest przekonany, że nadchodzą złote czasy dla firm wynajmujących informatyków.
- Ukraińscy i Białoruscy programiści wcale nie zarabiają mniej niż polscy - twierdzi Wojciech Gurgul, prezes PGS Software. Jego zdaniem branża informatyczna nie przeżywa kryzysu, a dobrzy programiści jeszcze bardzo długo będą w cenie i to w każdym rejonie świata. Prezes PGS Software wyjawia, co skopiował od firmy GE i czy zapewniło mu to sukces. Zapewnia także, że 2013 rok będzie równie dobry dla firmy jak poprzednie lata. - Gdybym tak nie myślał, to bym to wszystko sprzedał - żartuje.
Co druga polska firma, zatrudniająca mniej niż 10 osób, nadal nie ma własnej strony internetowej. To znaczy, że polscy przedsiębiorcy wciąż nie mają świadomości, jak ważny jest dziś internet? Czy może po prostu strony internetowe są ciągle zbyt drogie, a małe firmy mają dużo ważniejszych wydatków?
Wojciech Gurgul, prezes zarządu PGS Software: Po pierwsze, strona internetowa dla dziesięcio osobowej firmy wcale nie jest droga. Po drugie, nie jestem pewien, czy moim zadaniem jest edukowanie przedsiębiorców. Widzę natomiast bardzo wyraźnie, że przyszłość gospodarki, usług czy jakiegokolwiek innego sektora, zależy od stopnia zinformatyzowania. Wyjątkowo dobrze widać to po rozwiązaniach, jakie tworzymy dla naszych klientów skandynawskich, gdzie gospodarka pod względem informatyzacji jest bardzo rozwinięta. Tam właściwie nie ma już innych telefonów niż smartfony, podczas gdy, na przykład, w części uboższych krajów azjatyckich smartfony są ciągle w mniejszości.
Jak ważny to trend, pokazują też statystyki. Tylko z Google Play w 2012 roku, użytkownicy pobrali blisko 30 miliardów aplikacji. Te liczby rosną w niesamowitym tempie, bo w 2011 roku było to 10 miliardów, a w 2010 zaledwie miliard.
Pewnie większość z nich służy do grania, a nie do poszukiwania informacji czy do pracy. Fakt, że jedna osoba czyta maile stojąc na czerwonym świetle, nie oznacza, że każdy tak robi. Natomiast bezspornie w naszym społeczeństwie coraz mniej jest obszarów pozbawionych internetu. Znikają ogłoszenia drobne w gazetach, nie ma już książek telefonicznych...
Nadchodzą więc złote czasy dla takich firm jak PGS Software?
My tworzymy bardzo mało produktów dla końcowego użytkownika. Większość rozwiązań informatycznych jest adresowana do firm. To, co oglądamy w przeglądarkach czy na komórkach, to niewielki fragment, wszystkiego, co istnieje w internecie. Jest jeszcze cała sfera biznesu: komunikacji między firmami, handlu i przygotowania do produkcji, składania zamówień. Gospodarka bez internetu nie istnieje. To dużo ważniejsze niż kwestia, czy pan Staś Kowalski, który ma pralnię, jest w internecie czy nie.
Na zdj. Wojciech Gurgul, fot. Money.pl/Tomasz Brankiewicz
Brzmi to bardzo enigmatycznie. Co Pan ma dokładnie na myśli?
Obszary, w których się poruszamy, są bardzo rozległe. Zrobiliśmy na przykład oprogramowanie dla sieci największych sprzedających kwiaty sklepów internetowych w Europie. Firma nazywa się Euroflorist. Wszystkie ich portale tworzymy my.
Nie jest to zbyt zaskakujące.
Robimy też aplikacje, które służą do obsługi maszyn na liniach produkcyjnych. Robimy wewnętrzne systemy dla niemieckiej firmy, która sprzedaje żywność online. Użytkownik tych systemów nie widzi, ale dzięki nim obsługa klientów jest łatwiejsza i tańsza. Tworzymy dużo rozwiązań intranetowych, przeznaczonych do wewnętrznego użytku przedsiębiorstw. Informatyka jest już absolutnie wszędzie.
Na jakiej zasadzie działa PGS Software? Jak robicie te systemy? Podobnie jak Mobica, wypożyczacie programistów innym firmom i zarabiacie głównie na tym?Trochę tak, trochę nie. Są sytuacje, kiedy klient mówi nam, że potrzebuje kilku programistów na jakiś czas. Wtedy to on dyktuje warunki i kieruje zespołem. Dużo częściej jednak mamy zamówienie na konkretną aplikację. Jeśli dogadamy się co do ceny, to wtedy ustalamy liczbę ludzi, którzy mają brać udział w projekcie i zaczynamy go robić. W większości przypadków jest właśnie tak, że to my decydujemy o technologii, rozwiązaniach, zastosowanych narzędziach. Mówiąc trochę nieładnie, jesteśmy dłużej na rynku, więc niejednokrotnie jesteśmy w tych sprawach rozsądniejsi od klientów. W ciągu ośmiu lat istnienia przepracowaliśmy blisko milion godzin. Zrealizowaliśmy blisko 700 projektów. Szanse, że nasz klient ma większe doświadczenie od nas, są naprawdę mizerne. Dlatego rzadko po prostu wypożyczamy pracowników.
Co zatem dzieje się z tymi prawie dwustoma osobami, kiedy nie ma zleceń?
Problem jest odwrotny. Skąd wziąć pracowników do zleceń, które dopiero nadejdą? Rzadko kiedy się nudzimy.
Nie chce się wierzyć, że jest aż tak dobrze. To co Pan mówi, brzmi jakby kryzysu w branży nie było.
Bo nie ma. Jest tylko czasowa mniejsza chęć do inwestycji informatycznych. Natomiast programistów brakuje na całym świecie. Nie ma miejsca, gdzie byłoby ich wystarczająco.
Dlatego zarobki w tym zawodzie są ciągle wysokie i dlatego też zagraniczne firmy wybierają polskich specjalistów, bo w stosunku do kosztów, oferujemy dobrą jakość?
Polska nie jest jedynym miejscem, gdzie są takie firmy jak nasza. Trzeba nabrać trochę pokory, bo nie jesteśmy ani najwięksi, ani najlepsi. Takie firmy są nawet w Egipcie, na Ukrainie, w Rosji, w Rumunii, na Białorusi.
Za to zarobki są różne. Inne pieniądze trzeba zapłacić programiście z Kijowa, a inne temu z Londynu.
Ukraińscy i Białoruscy programiści wcale nie zarabiają mniej niż polscy. Czasami nawet więcej. Wszystko jednak zależy od tego, w jakiej technologii programują, ile mają lat doświadczenia i co potrafią zrobić.
Ile więc zarabiają programiści?
Inaczej zarabia informatyk zaraz po studiach, a inaczej ten, który od kilku lat prowadzi projekty. Rzucanie kwotami nie jest dobrym pomysłem.
To ile zarabiają ci najlepsi?
Nawet kilka razy więcej niż początkujący programiści. Są to jednak osoby z wieloletnim doświadczeniem, które potrafią zaprojektować duży system, poprowadzić zespół, dopilnować jakości i terminów, współpracować z klientem w obcym języku, wreszcie wziąć odpowiedzialność za finansową stronę projektu. Tym więcej można zarobić, im większą odpowiedzialność ktoś jest w stanie przyjąć. To nie zależy tylko od tego, ile lat już się pracuje w zawodzie, ale również od wielu innych umiejętności. Takich ludzi ciągle jest za mało.
Bez względu na to, nie sądzę, żeby ukraiński informatyk zarabiał choć trochę podobnie, jak angielski.
Ale tyle, co polski - tak. Sądzę, że nie ważne jest ile zarabia programista w Wielkiej Brytanii. Ważniejszy jest jego koszt na rynku. Firmy angielskie ciągle muszą zafakturować dużo, dużo więcej za pracę programisty niż polskie. W Skandynawii to nawet dwa, a nawet trzy razy więcej niż w Polsce. Ta różnica nie wynika tylko z różnicy płac. Istotne są również inne koszty pozapłacowe. Walka jednak wcale nie toczy się o pieniądze, a o dostępność do dobrych ludzi i jakość dostarczanej pracy.
Jakich specjalistów potrzeba najbardziej?
Każdy wykształcony programista ma pracę jak w banku. Nie ma znaczenia specjalizacja. Jeśli jest dobry, to nauczy się tej technologii, której będzie potrzeba.
Czyli w 2013 roku, PGS Software też zamierza zatrudnić nowych pracowników?Zatrudniamy cały czas. Odkąd istniejemy. Trudno mi powiedzieć, ile osób zatrudnimy, ale pewnie kilkadziesiąt. Nie umiem teraz powiedzieć, czy będzie to dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt. Zależy od koniunktury w kolejnych kwartałach.
To duże liczby zważywszy na fakt, że 2013 rok będzie trudny dla polskich firm i kryzys u bram.
My istniejemy trochę poza Polską. Nasz biznes w kraju jest zależny od kursu walut, podatków, kosztów pracy, ale ponad 90 procent produktów sprzedajemy za granicą. Kiedy czytam wiadomości gospodarcze, to bardziej interesują mnie dane z Niemiec, Danii i Wielkiej Brytanii. Informacje z Polski interesują mnie tylko o tyle, że frapuje mnie to, co się tu dzieje. Czasem jest tak, że im gorzej w Polsce, tym lepiej dla eksporterów ze względu na korzystniejszy kurs walut.
Dzięki temu udaje się Państwu z roku na rok zwiększać zyski? W 2011 zysk netto PGS Software wyniósł 4 miliony złotych, a już w 2012 było o 1,6 miliona złotych więcej.
Rośniemy. Druga połowa 2012 roku była trochę płaska. Rośliśmy wolno. Dla nas kryzys jest wtedy, kiedy spółka przestaje rosnąć. Pewnie wielu przedsiębiorców chciałoby mieć taki problem. Mam nadzieję, że i w 2013 roku podtrzymamy trend wzrostowy. Głównie dlatego, że tracimy niewielu starych klientów, a jednocześnie prowadzimy działania marketingowe, które pozwalają pozyskiwać nowych.
Na następnej stronie, czytaj czy PGS Software zwiększy przychody w 2013 roku.
W tym roku uda się osiągnąć 30 milionów przychodu ze sprzedaży?
Myślę, że urośniemy. O ile? Nie wiem. Jeśli powie mi Pan, jaki będzie wzrost PKB w Niemczech i w Danii, to wtedy powiem Panu, ile urośniemy (śmiech).
Czyli długoterminowo warto zainwestować w PGS Software?
Pewnie. Gdybym tak nie myślał, to bym to wszystko sprzedał.
Ale wypłacają Państwo dorocznie dywidendę. Co rok jest też wyższa. To znaczy, że nie ma pomysłów na zainwestowanie pieniędzy?
Mamy gotówkę, więc ją wypłacamy. Filozofia jest prosta. Nie jesteśmy firmą, która musi kupować maszyny. My kupujemy serwery, biurka, komputery. Mamy na to pieniądze, generujemy dużo gotówki. Jedyną rzeczą, w jaką bym zainwestował, to akwizycje - ale jesteśmy wybredni. Nie będziemy kupować dla samego kupowania, bo to bez sensu. Jeśli zdarzy się okazja, żeby kupić jakąś ciekawą firmę usługową lub produktową, to ją kupimy. W innym wypadku, trzymanie pieniędzy na niskooprocentowanych lokatach nie bardzo ma sens.
W tym roku raczej zakupów nie będzie, jeśli prawie cały zysk pójdzie na dywidendę.
To akurat nie jest problem. Mamy pieniądze.
Jakieś konkretne typy firm, jakie chciałby Pan kupić?
Cały czas rozmawiamy z różnymi firmami. Pewnie z 97 procent nie pasuje do naszego pomysłu na firmę. Może coś się mimo wszystko uda. Jednak nie chciałbym stworzyć wrażenia wśród ludzi, że oni na pewno coś kupią. Trzeba wiedzieć, po co się kupuje i musi to dać dodatkową wartość naszej firmie.
Netia określa bardzo wyraźnie kierunek zakupów. Chcą kupować małe, regionalne sieci internetowe, niewielkich dystrybutorów internetu, a Pan?
Mam dwa pomysły. Jeden, to kupić firmę z produktem, ale o to jest trudno. Mało jest dobrych firm produkujących oprogramowanie. Druga rzecz, to zakupić firmę, która robi coś podobnego lub uzupełniającego do naszych usług, wraz z jej klientami. Tak jak kiedyś kupiliśmy TestBenefit.
Chciałby Pan kupić firmę z produktem, który będzie wizjonerski, czy taki, na którym można po prostu zarobić?
I takie i takie. Jesteśmy firmą, która powinna eksperymentować. My piszemy programy, a nie zajmujemy się szukaniem nisz na rynku. Dlatego zastanawiamy się nad zakupem firmy, której tę lukę już udało się znaleźć. Nie będę miał kompleksów, jeśli dowiem się za pięć lat, że PGS Software robi to samo, co robimy dziś, ale jesteśmy firmą pięć razy większą. Wolę skupić się na tym, w czym jesteśmy dobrzy, niż przypadkowo brać się za różne biznesy tylko po to, żeby może na nich zarobić. Prawdopodobieństwo zarobienia na biznesie, na którym się nie znamy, jest bowiem dużo niższe od tego, że na nim stracimy. Trzeba robić to, w czym jesteśmy dobrzy, a nie grać w biznesową ruletkę.
Z całej naszej rozmowy wynika, że bardzo dużo inspiracji czerpie Pan z doświadczeń koncernu GE.
Fakt. Pracowałem tam wiele lat. Co się dało, to powieliłem (śmiech). Działamy na bardzo podobnych zasadach.
Co konkretnie udało się Panu stamtąd zabrać?
Doświadczenie pracy w wielkich firmach zachodnich bardzo dużo uczy. Nauczyłem się tam głównie, żeby nie wymyślać koła drugi raz. Jeśli istnieją dobre praktyki na rynku, to czasami trzeba je skopiować po to, żeby samemu nie dochodzić do podobnych wniosków kilka lat później. Pod tym względem rzeczywiście dużo skorzystaliśmy. Chodzi mi o podejście do biznesu, do pracowników, żeby brać się za to, na czym się znam, a nie za to, na czym się nie znam. Dlatego np. księgowość mamy na zewnątrz, podobnie jak kadry. Jesteśmy firmą programistyczną i tym się zajmujemy.
Zastanawia mnie tylko pomysł z Rzeszowem. Czemu akurat tam mają Państwo oddział? Prowincja, zły dojazd...
Był Pan ostatnio w Rzeszowie? To piękne miasto, dobrze zarządzane, z dwoma uczelniami technicznymi. Bardzo dobre miejsce, świetni ludzie. Problemem może być tylko to, że jest tam mniej programistów, ale widać już zmiany.
Ile osób zatrudnia Pan w Rzeszowie, a ile we Wrocławiu?Prawie pół na pół.
Daje Pan dużą szasnę na znalezienie pracy młodym ludziom z Podkarpacia. Z regionu, gdzie bezrobocie wynosi ponad 16 procent.
Programiści nie mają problemu z zatrudnieniem nawet tam. Wielu programistów pracuje zdalnie. Mogliby mieszkać nawet na Marsie albo na Księżycu.
Gdzie Pan pracował na początku? Jak wyglądały pierwsze kroki PGS Software?
Zakładając własną firmę, ciągle pracowałem na etat w innej. Mój brat prowadził PGS Software na początku. Wynajęliśmy dwa pokoje w niezbyt reprezentacyjnym budynku biurowym. Między biurkami i komputerami stały rowery (śmiech). Było więc siermiężnie, ale fajnie.
Pamięta Pan pierwsze projekty?
Od początku wiedzieliśmy, czym chcemy się zajmować, czyli produkować oprogramowanie dla zachodnich firm. Model działania firmy od 2005 roku właściwie się nie zmienił.
Jakie było najdziwniejsze zlecenie?
Kiedyś pisaliśmy oprogramowanie, które pozwalało najefektywniej ciąć kamień. Dzięki niemu kamieniarz mógł sprawdzić, którego kamienia użyć do wyprodukowania m.in. blatu, by zostało mu jak najmniej ścinek. Wbrew pozorom daje to ogromne oszczędności. Robiliśmy to dla szwajcarskiej firmy, która sprzedawała maszyny do cięcia wraz z oprogramowaniem.
Domyślam się, że nie było to jednak najdroższe zlecenie w historii PGS.Nie było. Największy klient zostawił u nas grubo ponad milion euro w ciągu kilku lat. Była to spółka córka Mastercard, dla której wykonujemy system do obsługi kart przedpłaconych. Generalnie robimy bardzo różne rzeczy dla klientów. Pomagamy im też w działaniach marketingowych związanych z produktami, które dla nich wykonaliśmy.
Do tego trzeba zupełnie innych pracowników. Co mają z tym wspólnego programiści?
Programiści nic, ale zatrudniamy na przykład autora, który na część etatu pisze techniczne teksty dla nas, a na co dzień książki i opowiadania science-fiction.
To ciekawe, że firma informatyczna zatrudnia pisarza. Sam lubi Pan czytać?
Czytam bardzo dużo książek. Nie gustuję jednak w obszernych powieściach. Lubię teksty zwięzłe i konkretne. Dlatego lubię sięgać po Leszka Kołakowskiego czy księdza Józefa Tischnera, a dzieciom czytam bajki. Szkoda tylko, że nie chcą słuchać tych, które ja czytałem w dzieciństwie. Nie ma więc szans na przygody Tomka Wilmowskiego czy książki Adama Bahdaja. No cóż, czasy się zmieniły.
Wywiad ukazał się pierwotnie w serwisie Manager.Money.pl w ramach cyklu tekstów Twarzą w twarz.
Pobierz ebook "Ranking agencji marketingowych 2024 i ebook o e-marketingu oraz agencjach reklamowych"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
ch wam w dupe........... potrzebujecie specjalistów za 2000 pln jeb....e się na ryje