Marcin Szałek, były szef Groupona, obecnie buduje polski oddział największego w Niemczech e-sklepu z hand made - DaWanda. W rozmowie z Interaktywnie opowiada, dlaczego ten rynek tak wolno rośnie i czym serwis chce przebić popularne sieciówki.
Interaktywnie.com: Kierował Pan Grouponem, teraz DaWandą. Skąd taki przeskok - z serwisu zakupów grupowych do platformy promującej rękodzieło?
Marcin Szałek, kieruje polskim oddziałem DaWanda: Jestem zainteresowany wszelkimi tematami internetowymi, startupami, rodzącymi się od początku. Doświadczenie w Grouponie było bardzo wzbogacające, dużo mnie ta praca nauczyła. Ale kultura mocno sprzedażowa nie do końca mi odpowiadała, dlatego kończąc pracę w Grouponie szukałem nowych, ciekawych projektów, również startupów. Pojawiła się więc DaWanda. Pasuje mi ten projekt z perspektywy wartości, jaką daje użytkownikom.
W wywiadzie dla Manager.Money.pl wspomniał Pan kiedyś, że - upraszczając oczywiście - szefem Groupona został w pół godziny. W przypadku DaWandy było tak samo?
Z DaWandą trochę trwało to trochę dłużej. Aczkolwiek też nie jakoś bardzo - tydzień, półtora. Na pewno jednak organizacja tu jest "lżejsza" i spokojniejsza, niż w przypadku braci Samwer.
I DaWanda pojawiła się od razu po Grouponie.
Miałem trochę czasu dla siebie. W tym czasie odbywało się kilka rozmów, ale nie było projektu, w który bym się zaangażował. Pierwsze dwa miesiące poświęciłem na odpoczynek, a później zacząłem się rozglądać za różnymi projektami, rozmawiałem z funduszami. A później pojawiła się DaWanda.
W Niemczech serwis ten działa od 2006 roku, a do Polski wchodzi dopiero teraz. Dlaczego? Przecież trend związany z hand made można było już dostrzec wcześniej, w Polsce działa kilkadziesiąt dużych witryn promujących rękodzieło - wymieniając choćby Pakamerę, Decobazaar.
DaWanda w Niemczech musiała się ustabilizować. Rzadko jest tak, że tego typu serwisy szybko budują swoją pozycję. W tym przypadku firmie zajęło to trzy lata, dopiero później można było myśleć o wyjściu za granicę. DaWanda skupiona była na dalszym rozwoju. Ten rynek zawsze był postrzegany jako nisza. Ale potencjał tego modelu jest bardzo duży, dlatego najpierw DaWanda pojawiła się na rynkach zachodnich, bez lokalnych zespołów. Wyniki nie były jednak aż tak dobre, mamy wrażenie, jako firma, że wyniki mogłyby być lepsze. Widać więc dużą wartość w tym, że powstają lokalne zespoły na zagranicznych rynkach, budują dialog, markę na lokalnym polu. I w ten sposób DaWanda wchodzi na zagraniczne rynki na nowo, z lokalnymi zespołami. Tak na przykład otworzyła nowe biuro we Francji.
Polska to pierwszy kraj, na który wchodzi DaWanda jeśli chodzi o Europę Środkową i Wschodnią? Ruszycie dalej na Wschód?
Na razie Polska to jedyny rynek z tego regionu, na który wchodzi DaWanda. I ja się cieszę, że tak jest, że zachodnie firmy dostrzegają potencjał akurat naszego kraju. Widać bardzo duży potencjał, również z perspektywy podaży. Jest u nas mnóstwo projektantów, którzy robią świetne projekty i pokazujemy rzeczy polskich twórców również w innych oddziałach. To budzi naprawdę pozytywny feedback.
DaWanda to największy w Niemczech serwis związany z hand made. Co Pan zamierza zrobić by wyprzedzić konkurentów w Polsce, jeśli chodzi o sprzedaż rękodzieła w sieci, i objąć pozycję lidera lub przynajmniej dotrzeć do czołówki?
Chcielibyśmy być liderem, to jasne. Trzy rzeczy mogą spowodować, że uda nam się to osiągnąć. Po pierwsze - bardzo niska prowizja dla sprzedających. Inne serwisy pobierają prowizję w wysokości około 30 procent. W DaWandzie jest to 5 procent, to globalna stawka dla wszystkich serwisów. To z kolei stwarza możliwości dla projektantów - na przykład obniżenia ceny produktu, na co mamy cichą nadzieję, by zaoferować niższe ceny, niż konkurencja. Z drugiej strony zmusza to nas, by poszerzać rynek.
Nie chcielibyśmy się ograniczać do niszy, w której funkcjonują inne serwisy z rękodziełem, ale rozszerzać działalność również poprzez reklamę internetową. Nie tylko żeby powalczyć z Pakamerą, Decobazaarem czy Showroomem, ale również z sieciowymi sklepami. Ubraniowymi, jak również z wyposażeniem wnętrz. Chcemy przekonać Polaków, że można kupić rzeczy bardziej oryginalne i dużo lepszej jakości, wykonane przez osoby pracujące z pasją. Sprzedajemy również pewną historię, którą ma każda z rzeczy wykonanych ręcznie. Zupełnie inaczej jest mieć fotel kupiony w sklepie sieciowym, niż fotel wykonany ręcznie, z sercem. Z naszej perspektywy ważne jest to, by budować mocne relacje promocyjne, odróżniamy się od konkurencji. Będziemy na przykład organizować warsztaty.
Planujecie stacjonarny punkt? Między innymi Decobazaar ma swoje punkty sprzedaży.
Sklepu na razie nie planujemy. Ale chcemy otworzyć showroom w Warszawie, w którym projektanci będą prezentować swoje kolekcje. Dla stylistów, dziennikarzy. Planujemy też różne eventy, na których prezentowane będą ubrania, biżuteria, może też artykuły wnętrzarskie. Tym sposobem chcemy trafić do mediów i promować tym samym również twórców.
Obserwuje Pan ten rynek od pewnego czasu, ma Pan pewne spostrzeżenia. Czego zatem brakuje polskim serwisom z hand made? Co zaoferuje DaWanda, już nie tylko pod kątem projektantów, ale też klientów-użytkowników?
Sam koncept, w porównaniu do innych, jest podobny. Z perspektywy użytkownika rewolucji wielkiej nie będzie. To, co chcielibyśmy zrobić wraz z projektantami, to bacznie obserwować trendy na rynku. Co kupują użytkownicy, co ich interesuje? Zaoferować projektantom tematykę, która będzie ciekawa dla kupujących, zarówno w Polsce jak i za granicą.
Może Pan podać przykład takiego trendu?
Rzeczy okołomodowe, sprzedawane na portalach, są bardzo, powiedziałbym, high-fashion. Nadają się na wybieg i siłą rzeczy są też targetowane na zamożniejszą grupę klientów. Za granicą z kolei ubrania sprzedawane na takich platformach są nieco bardziej mainstreamowe, ale cały czas z dodatkiem "czegoś unikalnego, osobistego".
To znaczy, że za dwa-trzy lata i u nas rękodzieło będzie bardziej na porządku dziennym?
Bardzo chcielibyśmy iść w tym kierunku.
Jaki jest cel dotyczący liczby użytkowników DaWandy do końca tego roku?
Taką informacją nie mogę się podzielić. Ale mogę się pochwalić, że udało nam się zachęcić niemal tysiąc projektantów do współpracy. To dużo, porównując do konkurencji, gdzie liczba sprzedawców po dużo dłuższym czasie działania jest podobna. Staraliśmy się, by liczba projektantów była duża już na starcie. W porównaniu do innych krajów w Polsce start był naprawdę lepszy.
A kiedy serwis będzie rentowny?
W przypadku tego typu biznesu, przy 5-procentowej prowizji, skala biznesu musi być naprawdę duża, by mógł na siebie zarabiać. Mamy na szczęście wyrozumiałego i cierpliwego inwestora. Rozwijamy się w sposób spokojny i stabilny, bez krótkoterminowej presji.
Proszę zatem powiedzieć, czy w perspektywie najbliższego roku serwis zacznie przynosić jakieś zyski.
Myślę, że potrzeba jednak trochę więcej czasu.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»