Nie jest to tym bardziej zielony prostokąt! Takie podsumowanie czynię po wczorajszym Dialogu PR, podczas którego naprzeciwko publiczności zdominowanej przez PR-owców usiadło sześciu rasowych dziennikarzy, znakomicie sobie radzących z pozyskiwaniem informacji bez pomocy ludzi od PR, a obcujących co najwyżej ze spin doctorami.
Takie podsumowanie czynię po wczorajszym Dialogu PR (organizowanym przez PRoto.pl), podczas którego naprzeciwko publiczności zdominowanej przez PR-owców usiadło sześciu dziennikarzy (m. in. Grzegorz Miecugow, Tomek Michniewicz czy Vadim Makarenko). Paneliści ci jednak – jestem niemal pewna – znakomicie sobie radzą z pozyskiwaniem informacji bez pomocy ludzi od PR, a obcują co najwyżej ze spin doctorami.
Płaszczyzny, na których na co dzień funkcjonują zaproszeni na wczorajsze spotkanie dziennikarze i PR-owcy są tak różne, że nie sposób było prowadzić jakiejkolwiek dyskusji. To jakby naprzeciwko sali pełnej najróżniejszej maści lekarzy posadzić sześciu boleśnie doświadczonych przez życie pacjentów, którzy prawiliby przez dwie godziny o swoich najgorszych doświadczeniach ze służbą zdrowia. To porównanie nie jest do końca szczęśliwe, ale efekt takiego spotkania byłby zapewne ten sam, co wczorajszego Dialogu PR.
Oczywiście trzeba było przyjąć na klatę wszystkie przykre i, niestety, prawdziwe stwierdzenia o PR-owcach, którzy celowo wprowadzają w błąd, zamęczają dziennikarzy follow-up’ami, są nachalni lub wcielają się w idealnego firewalla. Ale dziennikarze (a może raczej w większości media-workerzy, jak słusznie zauważył Miecugow) też nie są bez grzechu – nie wszystkim chce się sprawdzić informacje w innym źródle niż wiki czy google, a nad moim biurkiem wisi sporo michałków w stylu „Co w ogóle jest w internecie?”. Tak wstydliwe pytania pojawiają się także ze strony zacnych redakcji, których współpracownicy zamiast researchu wolą przysłać kilkanaście pytań do PR-owca, który w imię dobrych relacji odrobi za nich lekcje i przygotuje podstawowe informacje o branży.
Tak to już bywa w każdym zawodzie, pytanie tylko, po co o tym rozprawiać w takiej formie? PRoto.pl zapewne przyświecał szczytny cel rozpoczęcia debaty, która miałaby wpłynąć na poprawę wzajemnych relacji, wzrost profesjonalizmu etc. Niestety, ze spotkania niewiele wynikło, a dyskusja zamieniła się w przytaczanie przykrych faktów związanych na dodatek głównie z media relations, które stanowią tylko wycinek PR.
Jeśli na sercu leży nam profesjonalizm branży, niechaj każda ze stron – i dziennikarze i PR-owcy – debatuje najpierw w swoim gronie, a wtedy będzie można liczyć na owoce. Na przykład na budowanie świadomości czym dzisiaj jest PR i jakie jest jego zadanie. Nie dalej bowiem jak rok temu na Kongresie PR w Rzeszowie jeden z uczestników wstał machając jakimiś papierami i dowodził, że na nic internet PR-owi, że on musi wycinki klientowi pokazać, prasówkę (o!). Toteż potrafię sobie wyobrazić, że na pewno część złych praktyk bierze się stąd, że zleceniodawca przede wszystkim nie ma pomysłu jak zmierzyć działania PR i oczekuje prostych i zrozumiałych dla siebie efektów (np. wspomnianych wycinków), a nierzadko traktuje PR jak bezkosztowy marketing. Nie zawsze trafi na pracownika, który będzie miał na tyle odwagi, by sugerować inne rozwiązania i wytłumaczy, dlaczego nie warto wypuszczać kolejnego pressa o zmianie koloru kropki na wieczku opakowania od produktu.
Po wczorajszym Dialogu PR został mi zatem pewien niesmak, ale i nadzieja, że będziemy jednak więcej mówić o tym, że miejsce PR-owca jest gdzieś pomiędzy zleceniodawcą a dziennikarzem, że mimo, iż pieniądze dostaje od pierwszego, to jest również odpowiedzialny wobec drugiej strony. O tym, jak się w takim trójkącie odnaleźć, podsykutowałabym chętniej.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Jeśli ktoś ma problem z zaksięgowaniem towaru to proponuje przeczytać artykuł - <a href=\"http://pomoc.wfirma.pl/-jak-zaksiegowac-import-towarow-z-chin\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\"><a href=\"http://pomoc.wfirma.pl/-jak-zaksiegowac-import-towarow-z-chin\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\">http://pomoc.wfirma.pl/-jak-zaksiegowac-import-towarow-z-chin</a></a> który przedstawia zasady księgowania importu towaru z Chin. Wszystko fajnie krok po kroku wyjaśnione, jak należy to zrobić w systemie księgowości online.<br />
Przy handlu z Chinami opłaca się skorzystać z firmy pośredniczącej która zna rynek chiński oraz ma pojęcie o transportowaniu towaru na większą skalę. Aby dowiedzieć się więcej polecam odwiedzić stronę <a href=\"http://www.izch.pl/\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\"><a href=\"http://www.izch.pl/\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\">http://www.izch.pl/</a></a>
Niestety strona nie działa. Czyżby się już zwinęli. W sumie brakuje na rynku takiej obsługi komepleksowej. Chodź made in china nie jest u nas tak mocna już.
dla początkujących poradnik <a href=\"http://fracht.pl/poradnik/wpis/transport-drobnych-przesylek-z-chin/\" rel=\"nofollow\" target=\"_blank\" rel=\"nofollow\">firmy transportowej</a> Fracht dotyczący handlu z Chinami.
Każdy PR-owiec podczas szkoleń z media relations uczony jest, że jego sukcesem jest publikacja treści (informacji, komunikatu), którą przygotował, a nie własne nazwisko pod artykułem. Tylko od umiejętności PR-owca i jego relacji z dziennikarzami zależy w jakiej formie zostaną opublikowane przygotowane materiały. <br /> Chowamy dumę do kieszeni i dbamy o dobro swojego Klienta, przecież to on jest najważniejszy. <br /> O tym jak powinno się współpracować z mediami napisano setki pozycji, naucza się tego na wszystkich studiach / szkoleniach poświęconych PR. Szkoda tylko, że większość praktykujących PR-owców szybko zapomina o tych zasadach lub wcale ich nie poznało...
Zgadzam się z tym, co piszesz Agnieszko, aczkolwiek chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Chodziło mi o kwestię, którą poruszyłaś w pierwszym komentarzu, czyli np. usuwanie jednej (sic!) nazwy produktowej w artykule, który nie nosi w ogóle znamion tekstu marketingowego lub też celowe pomijanie źródła informacji - w tym wypadku konkretnej firmy reprezentowanej przez jej dział PR. Jak więc widzisz wcale nie chodzi mi o to, żeby teksty publikowane w mediach były koniecznie opatrzone imieniem i nazwiskiem PR-owca, który je tworzy. Chodzi po prostu o to, żeby współpraca przebiegała nie tylko na linii PR - media, lecz również w drugą stronę. W końcu jeśli korzysta się z owoców cudzej pracy i dostaje się je podane niczym na tacy, to ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości można o tym wspomnieć. Czy to naprawdę zbyt wiele?
Hmm, ale czy sukces PR-owca nie polega na tym, żeby artykuł/info prasowa zostały podpisane nazwiskiem dziennikarza? Dziennikarz uwiarygodnia tym sposobem to, o czym mówi się w publikacji. Własne nazwisko w tej dziedzinie trzeba schować do kieszeni. A chwalić się tym o czym mowa w tekście.
<blockquote>Jak będzie reklama to będzie artykulik\"</blockquote><br /> <br /> Niestety z tego typu sugestiami można się zetknąć w toku współpracy z polskimi mediami - szczególnie w tej drukowanej formie. <br /> <br /> Wkurzający jest też fakt celowego pomijania w artykule nazwy firmy, która włożyła sporo trudu w jego opracowanie. Jeśli content jest na tyle wartościowy by go opublikować, to chyba wskazane jest by powiedzieć dzięki komu dany tekst powstał? Dziennikarze lub jak kto woli media workerzy, często jednak zamiast tego z uśmiechem na ustach podpisują się pod artykułem własnym imieniem i nazwiskiem. O prawdziwym twórcy/-ach nie mówi się zaś wcale, bo to w końcu napisał \"ten wredny PR-owiec\". Dla mnie to jest po prostu nie fair. <br /> <br /> Oczywiście zdarzają się przypadki zgoła odmienne, dzięki czemu współpraca po obu stronach przebiega w fajnej i przyjacielskiej atmosferze. Jako przykład podam tutaj redakcję portalu nf.pl, którą w tym miejscu serdecznie pozdrawiam. Rzadko się zdarza by media podchodziły do PR - owców w tak otwarty i przyjazny sposób.
Dziennikarze zawsze na nas narzekali, ale teraz chyba to zjawisko będzie przybierało na sile. Bo oto zawód PRowca ma się coraz lepiej (wychodzimy daleko poza osławione relacje z mediami), a zawód dziennikarza niestety coraz gorzej. Już teraz są w sieci blogi biznesowe, które mają mniej więcej takie czytelnictwo jak Puls Biznesu. <br /> Zacznie się leczenie kompleksów wyszukiwaniem drzazg w oczach PRowców. Tylko, że najpierw wypadałoby sprawdzić czy nie ma belek w oczach dziennikarzy. Przytoczę tylko 2 przykłady: <br /> <br /> 1.\"to ja pana skontaktuję z działem marketingu. Jak będzie reklama to będzie artykulik\" (cytat z rozmowy z dziennikarzem jednego z największych opiniotwórczych dzienników). <br /> <br /> 2. Niepodawanie źródeł informacji. Pomijam już, że czasami piszą o raportach wysyłanych przez PRowców nie podając nazwy firmy, która za owe raporty wyłożyła ciężko zarobione pieniądze. Ale żeby nie podawać, że się napisało artykuł na podstawie wpisu z bloga? Aż tak bardzo to boli?<br /> <br /> Ja osobiście jestem przeciwny stawianiu się po przeciwnych stronach barykady z dziennikarzami. Ale takie opinie o jakich mówisz z ust poważnych przedstawicieli mediów to po prostu żenada. <br /> <br /> Ktoś chyba zapomniał o tym, że są dobrzy i źli PRowcy. Tak jak są dobrzy i źli dziennikarze. Wszyscy musimy rozmawiać z jednymi i z drugimi. Takie życie.
Branżowe raporty to szczególnie bolesna kwestia. Doceniam firmy, które podejmują podobne działania, by rozpocząć dyskusję na dany temat. Oczywiście sa mniej i bardziej udane przypadki (patrz Pliszka:<a class="non-html" href="http://interaktywnie.com/blog/330-badanie-alez-pr-osze.html"> http://interaktywnie.com/blog/330-badanie-alez-pr-osze.html</a>), ale nierzadko w takim raporcie zawarty jest i gruntowny research branży i pożyteczne dane, stąd autorzy mają pełne prawo domagać się powołania na źródło. Podobnie rzecz się ma z wymienieniem firmy, w której pochodzi cytowany ekspert - zdaje się, że ta kwestia też została podniesiona podczas dyskusji.
Branżowy raport czy inne backgroundy do info prasowej są w pewnym sensie ceną, jaką płaci się za publikację. Natomiast trudno jest zrozumieć dziennikarzy, którzy dostają ekspercki tekst, pisany np. przez lekarza, z nazwą produktową w jednym zdaniu, ledwo wzmianką, i oni tą nazwę usuwają. To z kolei jest cena za fajny merytorycznie artykuł. Jednak często te nowe zjawiska, promocja przez kontent, marketing with meaning, spotykają się z totalnym brakiem zrozumienia..