Ponad 2,5 miliona odsłon zanotował w ciągu pięciu dni blog Pawła Andrzejczuka wroclawzwyboru.blox.pl, na którym na bieżąco relacjonował powódź we Wrocławiu. - Skala zjawiska mnie przeraziła - podsumowuje autor.
Podczas gdy urzędy spały, internauci zorganizowali porządne relacje z powodzi we Wrocławiu. Blog Pawła Andrzejczuka posłużył jako platforma wymiany informacji o potrzebnej pomocy, zagrożeniach, sytuacji pogodowej. Na wroclawzwyboru.blox.pl znalazło się 39 części relacji, które współtworzyło ponad 300 osób. Andrzejczuk otrzymał 3 tysiące maili z informacjami o sytuacji w stolicy Dolnego Śląska, w tym około 2 tysiące zdjęć. 250 z nich pojawiło się na blogu. W sumie pod wpisami znalazło się 8,5 tysiąca komentarzy czytelników. W ciągu pięciu dni blog zanotował 450 tysięcy odwiedzin i ponad 2,5 miliona odsłon.
Oglądalność rosła wprost proporcjonalnie do wysokości nadchodzącej fali. Obecnie blog jest na pierwszym miejscu w Top 1000 platformy Blox.pl. Nie sądziłem nigdy, że będę przed kominkiem - mówi Paweł Andrzejczuk. - Przez 5 dni otrzymałem 3000 maili, a wysłałem 500 maili - w większości były to odpowiedzi na pytania, gdzie należy pomóc, prośby o kontakt do sztabu wolontariuszy ze Wzgórza Andersa (jak widzę określenie "Chłopaki z Andersa", które wprowadziłem na blogu, przyjęło się). W najbardziej gorących momentach relacji otrzymywałem maile nawet co 30 sekund. Przez pierwszy dzień maile redagowałem, poprawiałem ortograficznie i gramatycznie. Potem uznałem, że ważniejsza jest treść niż forma i wklejałem nadesłane treści niemal w takiej formie, w jakiej je dostałem. Z maili usuwałem tylko słowa podziękowania dla mnie i zarzuty pod adresem władz miasta - uznałem, że nie są to informacje merytoryczne i nie nadają się do relacji. Liczyły się tylko fakty. Teraz widzę, że taka forma dodawała "dramatyzmu" relacji.
Komunikaty z Urzędu Miejskiego szły wyłącznie do mediów. Nikt nie wysyłał ich do autora blogu, który w ciągu pięciu dni obsłużył informacyjnie cały Wrocław.
Zdarzało mi się kilka razy umieścić komunikaty prasowe z UM. Z tym, że otrzymałem je od czytelnika, który pracuje w portalu studenckim, a mieszka na Kozanowie i relację śledził prawie od początku. Cały czas był ze mną w kontakcie i każdy komunikat z UM, który szedł do mediów za jego pośrednictwem trafiał do mnie. Żadna informacja umieszczona w relacji nie została też zdementowana przez UM, jeśli było jakieś dementi, to również pochodziło od czytelników bloga - dodaje.
Cały czas prezydent miasta Rafał Dutkiewicz zapewniał, że nic się nie stanie, a Kozanów jest bezpieczny. Mimo to ludzie czuli zagrożenie. Jak twierdzi Paweł Andrzejczuk, otrzymywane od czytelników informacje były bezcenne, bowiem do soboty na stronie wroclaw.pl znalazły się jedynie komunikaty pogodowe z serwisu pogodynka.pl.
Niekiedy po prostu strona Wroclaw.pl nie działała w ogóle. Brakowało informacji, gdzie i jaka pomoc jest potrzebna. Powstała luka informacyjna, którą wypełnił blog, a gdzieś od soboty PRW. Wartość maili, które otrzymywałem, była według mnie w krytycznych chwilach bezcenna, bo była to najczęściej jedyna i jakakolwiek dostępna informacja, do tego z pierwszej ręki. Pisali do mnie ludzie z komórek, Iphonów i innych technologicznych gadżetów. Mam relację o sytuacjach, kiedy np. mąż był na wałach, pomagał i co pewien czas dzwonił do żony, która śledziła blog, podawał jej informacje i je otrzymywałem. Kiedy sytuacja się stabilizowała w danym miejscu, a pomoc była potrzebna gdzieś indziej, taki mąż dostawał komunikat od żony i przekazywał informacje ludziom dalej, ekipa wsiadała w samochody i jechała pomagać sąsiadom. Studenci na podstawie informacji z blogu skrzykiwali ekipę i kursowali po zagrożonych miejscach. Wiem, ze żołnierze na Bartoszowicach czytali blog na komórkach.
Od czasu umieszczenia relacji na blogu, Pawłem Andrzejczukiem zainteresowały się media. O wydarzeniu na tak ogromną skalę napisała między innymi Gazeta Wyborcza. Materiał chciała zrealizować też telewizja TVN, ale autor nie zgodził się na rozmowę. Poza tym blog stał się okazją do stworzenia fascynującej społeczności zaangażowanych Wrocławian.
Dziennikarki chciały się skupić na mnie, a nie na fenomenie społecznym, jaki wywołał blog - mówi. - Nawiązałem nowe internetowe relacje z czytelnikami i "korespondentami". Liczę, że kiedyś przerodzą się one w przyjaźnie w realu. Ludzie kojarzą się po pseudonimach, albo imionach. Wiedzą kim jest "Ania ze Zgorzeliska", "Kasia z niebieskiego busa", "Tomek z Szymanowa", "Kriss63", który podawał bardzo dokładne prognozy pogody, a pisał do mnie z Łodzi, "Chłopaki z Andersa"... Wielu by wymieniać. Są głosy, żeby tę społeczność przerodzić w jakąś inicjatywę, która utworzyłaby np. społeczny komitet do walki z powodziami, prowadziła szkolenia z układania worków, w sytuacji zagrożenia mogła utworzyć własny "Sztab antykryzysowy". Nie wspominając już o pomysłach, żeby relacje na blogu opublikować w formie książki, przygotować wystawę, zrobić po wszystkim imprezę integracyjną. Blog pokazał ludziom, że można, a ludzie pokazali mi, że w sytuacji, kiedy zawodzi albo i brakuje komunikacji na linii urząd-mieszkaniec, to społeczność Wrocławia jest prawdziwie Web 2.0. Może w taki sposób, trochę przypadkowo stworzył się nowy model zarządzania w sytuacji kryzysowej.
Oprócz relacji na blogu, wrocławianie aktywnie pisali krótkie komunikaty w serwisach społecznościowych. Na Blipie w ciągu „powodziowego” tygodnia pojawiło się ponad 1800 statusów z tagiem „powódź” i prawie 1200 z tagiem „Wrocław”. Na bieżąco pojawiały się zdjęcia i informacje o zagrożonych terenach. Mniej aktywni byli mieszkańcy terenów nad Wisłą. Tag „Wisła” wzbogacił się bowiem tylko o 52 statusy dotyczące powodzi.
Czuwali również internauci na Facebooku, uczestnicząc w grupie „Powódź Wrocław 2010”. W sumie do grupy zapisało się prawie tysiąc osób, które umieściły ponad 250 zdjęć i 130 linków do różnych wiadomości.
Internauci potrafili się zorganizować lepiej, niż urzędy i media razem wzięte. Wrocławianie przestali szukać informacji na stronach Urzędu Miasta. Link do blogu Pawła Andrzejczuka wędrował po sieci i służył jako najlepsze źródło informacji. To doskonały przykład na to, jaką siłą są media społecznościowe.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»