- <i>Rynek mobilny nie jest już tak rozwojowy jak było to jeszcze niedawno</i> - twierdzi Tomasz Basiński, wiceprezes Eurotelu, spółki obsługującej T-Mobile i PLAY.
Tomasz Basiński, wiceprezes Eurotel S.A.: Obszary związane z technologią mobilną – nie tylko transmisją głosową, ale również mobilnym internetem – w TP SA się bronią. W dół ciągnie ją przede wszystkim telefonia stacjonarna. W jakiś sposób na pewno oba czynniki, o których mówił prezes Witucki mogły wpłynąć na pogorszenie kondycji spółki, ale TP SA zawsze bazowała głównie na telefonii stacjonarnej, która jest obecnie w wyraźnym odwrocie i tutaj szukałbym głównej przyczyny spadków. To, co prezes mówił o rynku mobilnym można jednak odczytywać jako pewien symptom – rynek mobilny nie jest już tak rozwojowy jak było to jeszcze niedawno i tego konia pociągowego w postaci technologii mobilnej mogło właśnie zabraknąć TP SA.
Czyli koniec zarabiania kokosów na mobilności?
Nie, tak jednoznacznie nie można stwierdzić. Wydaje się jednak, że czas tak dynamicznych wzrostów, jakie obserwowaliśmy do tej pory, minął. Rynek wkroczył w fazę względnej stabilizacji, a co ważniejsze - zmiany struktury źródeł przychodu.
Czyli?
Dotychczas mówiliśmy o bardzo prostym modelu, który też łatwiej było opisać. Mówiło się bowiem jedynie o nasyceniu rynku kartami SIM. Liczba nowych kart nieprzerwanie rosła i dzisiaj wynosi ok. 130%. Do tej pory nikt jednak nie zastanawiał się, co to właściwie oznacza - a pomijam już w ogóle fakt obecności w tym zestawieniu kart zupełnie nieużywanych. Tymczasem dzisiaj istotną rzeczą jest nie tylko rozróżnienie tych kart ze względu na dedykowane im urządzenie, a tych jest przecież coraz więcej - od terminali płatniczych, tabletów, po samochody i lodówki. Drugim bardzo ważnym elementem jest odpowiedź na pytanie, co to są za karty – mamy przecież prepaidy i karty abonamentowe. Obecnie można powiedzieć, że ich udział w rynku jest mniej więcej równy. Teoretycznie więc co najmniej połowa rynku jest jeszcze do zdobycia – prepaidy można zamienić na karty abonamentowe. Potencjał związany jest jeszcze z demografią – młodzi ludzie coraz wcześniej zaczynają korzystać z telefonii komórkowej i mobilnych technologii. To pokolenie będzie niewątpliwie zwiększało nasycenie rynku, choć na pewno nie jest to trend tak wyraźny jak dawniej. Pozyskiwanie nowych klientów wciąż jest jednak możliwe i zależy od strategii operatora. Obserwujemy to na własnym przykładzie – w ramach naszej grupy kapitałowej współpracujemy zarówno z Playem, jak i T-Mobile, co daje nam wyraźny obraz.
Rośnie liczba nowoczesnych urządzeń, coraz wcześniej i intensywniej korzystamy z technologii. Czy polski klient jeszcze różni się czymś od klienta z krajów zachodnich, czy może dogoniliśmy już czołówkę stawki?
Polski klient jest na pewno bardzo zainteresowany nowymi urządzeniami – nie odstajemy w tym od innych krajów, a może nawet je wyprzedzamy. Liczba smartfonów rośnie bardzo dynamicznie i pod te oczekiwania są też budowane oferty operatorów. Wydaje mi się, że ich udział w rynku może niedługo wynieść ponad 50% wszystkich telefonów. Tablety zanotowały ostatnio 70-proc. wzrost sprzedaży, co dobrze pokazuje potencjał również tego typu urządzeń.
Na początku stycznia na łamach Interaktywnie.com eksperci z branży mobilnej prognozowali, że liczba smartfonów w 2013 roku wyniesie od 12 – 15 mln. A jak Pan sądzi?
Problemem w takich szacunkach jest definicja smartfona, którą powinno się sprecyzować. Najbliższe prawdy byłoby chyba stwierdzenia, że jest to urządzenie wyposażone w otwarty system operacyjny i ekran dotykowy. Takich urządzeń będzie coraz więcej, a te posiadające standardową klawiaturę za jakiś czas mogę nawet stać się produktami niszowymi. Moim zdaniem podana liczba nie będzie trudna do przekroczenia.
Nie odstajemy więc od państw bardziej rozwiniętych, jeśli chodzi o internet mobilny?
Niestety, tego wciąż nie można chyba jeszcze o nas powiedzieć. Mamy co prawda smartfony, ale nie zawsze wykorzystujemy pełnię ich potencjału. Często klientem kieruje po prostu chęć posiadania najnowszego, modnego urządzenia, a jego techniczne możliwości pozostają nieodkryte. W tym obszarze rzeczywiście nieco odstajemy, choć wiąże się to z ogólnym stopniem technologicznego zaawansowania społeczeństwa. Nie korzystamy z internetu w takim stopniu jak na Zachodzie, co widać najlepiej choćby po liczbie elektronicznych rachunków bankowych. W Polsce choć ich liczba rośnie, to jednak wciąż jest nieporównywalnie mniejsza niż w krajach zachodniej Europy. To opóźnienie cywilizacyjne jest zauważalne i wynika zarówno z mniej rozwiniętej infrastruktury, a co za tym idzie przyzwyczajeń, które nie mogły się wykształcić, jak i związane jest z kosztami transmisji danych.
Wzrost znaczenia mobilnej transmisji danych wydaje się jednak tylko kwestią czasu - a jeśli wierzyć prognozom - nie tak znowu odległego. Pojawiają się nawet dość śmiałe tezy, jakoby sieć mobilna miała w przyszłości zdominować stacjonarną. Już dwa lata temu The Wired opublikował artykuł, który w tytule krzyczał, że Web is Dead.
Liczba transmitowanych mobilnie danych będzie rosła. Dobrze ilustruje to przypadek telefonii stacjonarnej, która w latach świetności miała ok. 15 mln abonentów. Dzisiaj każdy operator z wielkiej trójki ma co najmniej tyle. Podobnie będzie się działo w przypadku internetu mobilnego. Rozwój mobilnej sieci jest dzisiaj ograniczany technologią, jednak w nieodległej perspektywie może on rzeczywiście zdominować internet stacjonarny. To, co mobilne jest bardziej praktyczne – wystarczy popatrzeć na popularność płatności mobilnych, nie płatności przez internet, ale właśnie mobilnych, zastępujących karty płatnicze. Dzisiaj zamiast portfela, wystarczy smartfon. To rozwiązanie niebawem stanie się tak popularne jak GPS albo aparat fotograficzny w telefonie, bo jest po prostu wygodne i praktyczne.
Jednak jakość mobilnego internetu wciąż w wielu miejscach pozostawia wiele do życzenia. Czy naprawdę mamy możliwości techniczne, by udźwignąć taki przyrost transmitowanych danych?
To jedno z najważniejszych wyzwań stojących przed operatorami. Dotychczas infrastruktura przystosowana była do komunikacji głosowej. Dzisiaj jej obciążenie zdecydowanie się zwiększyło i będzie zwiększać nadal, co wymaga inwestycji. Stąd m.in. wspólne projekty T-Mobile i Orange'a dotyczący rozwoju sieci LTE. To bardzo dobry krok, wykonany w odpowiednim momencie, bo na razie użytkownicy nie napotykają większych problemów wynikających z przeciążenia łączy. Właściwie zaplanowane działania sprawią, że unikniemy ich w przyszłości i będziemy w stanie obsłużyć wzmożony ruch. A ruch rośnie bardzo dynamicznie - w ostatnim, czasie ilość danych przesyłanych w T-Mobile za pomocą terminalu – bo niebawem to słowo będzie odpowiedniejsze niż telefon - zwiększyła się o 60%. Swoją drogą T-Mobile już pokazał w jakim kierunku będzie się rozwijała technologia oferując usługę Voice HD, która znacząco poprawia jakość komunikacji głosowej.
Na drugiej stronie przeczytasz, jak wygląda przyszłość sieci LTE w Polsce.
Rozwój infrastruktury nadąży za tym wzrostem?
Projekt Orange i T-Mobile nie jest nowością, sprawdził się już na Zachodzie, więc nie widzę zagrożenia, że coś może nie wypalić u nas. Pozostaje oczywiście pytanie, kiedy te inwestycje zostaną ukończone. Bardzo upraszczając, można jednak powiedzieć, że współpraca operatorów pozytywnie wpłynie na czas realizacji wszystkich przedsięwzięć, dzięki rozłożeniu kosztów na dwa koncerny.
Operatorzy już teraz szumnie zapowiadają wprowadzenie standardu LTE.
Tak, ale pojawia się pytanie, czy rynek jest gotowy na rzeczywiste wykorzystanie atutów LTE. Nie wydaje mi się, by był gotowy na tym etapie rozwoju do pełnego wykorzystania tej technologii. Tym bardziej, że obecnie prędkość danych jest na całkiem przyzwoitym poziomie. Bezsprzecznie jest to jednak kolejny etap rozwoju mobilnej sieci. Na pewno nie będzie tak, że dojdziemy do momentu, kiedy powiemy „dość ta przepustowość jest wystarczająca”. Dzisiaj jednak LTE to bardziej hasło reklamowe. Faktyczny zasięg jest niewielki, ograniczony do dużych miast, co jednak nie zmienia mojego przekonania, że w jest to kolejny etap. Proces konwergencji, czyli ujednolicania mediów będzie skoncentrowany wokół internetu, który ma najszersze możliwości transmisji danych – głosowych, tekstowych oraz wideo – a sieć LTE otworzy dodatkowe możliwości w tym zakresie.
Pojawiają się jednak również mniej optymistyczne opinie. Prezes Orange stwierdził, że nawet infrastruktura sieci stacjonarnej może nie wytrzymać lawinowego wzrostu danych i szerokopasmowy internet będzie limitowany podobnie jak to jest dzisiaj w przypadku sieci mobilnych.
Teza jest raczej dopasowana do planowanego biznesowego działania - taka decyzja wiązałaby się przecież z możliwością uzyskania przez operatora dodatkowych przychodów. Nie wydaje mi się jednak, że jest to rzeczywisty problem. Sieć jest bardzo różnorodna - są przecież sieci światłowodowe o znacznie większej przepustowości i można się rozwijać w tym kierunku. Ponadto dynamicznie rozwija się sieć komórkowa, która może przecież odciążyć stacjonarną.
Rynek telekomunikacyjny stoi więc w obliczu wyzwań technologicznych, które wymagają inwestycji. Czy to znaczy, że ceny usług utrzymają się na obecnym poziomie?
Stawki w Polsce już są jednymi z najniższych w Europie. Od 2007 roku spadały szybciej, m.in. dzięki zwiększeniu konkurencyjności po wejściu Play na rynek. Z drugiej strony jednak stabilizacja rynku sprawiła, że rynek stał się trudniejszy i operatorzy będą musieli wykazać się jeszcze większą energią w pozyskiwaniu klientów.
W 2007 roku na rynku zadebiutował Play i to m.in. dzięki jego agresywnej polityce cenowej ceny zaczęły spadać. Atrakcyjna oferta była jednak możliwa, bo Play cieszył się uprzywilejowaną pozycją. Teraz korzystna dla Play asymetria stawek MTR zniknie, a groźna konkurencja pozostanie.
Asymetria stawek MTR, czyli różnice opłat, jakie każdy operator uiszcza za połączenia zakończone w innej sieci, wynikała właśnie z chęci zwiększenia konkurencyjności. Wielka trójka płaciła więcej, gdy połączenie kończyło się w Play.. U podstaw tej decyzji leżała właśnie chęć stworzenia możliwości do rozwoju konkurencyjnego operatora. Dzisiaj, gdy przychody Playa są na pewnym, stałym poziomie, jest on już operatorem konkurencyjnym. Zniknęła tak wyraźna dysproporcja działania w stosunku do wielkiej trójki. Wydaje mi się, że Play nadal będzie koncentrował się na atrakcyjności usług i produktów czego potwierdzeniem są jego obecne oferty. Globalni gracze mają oczywiście szersze możliwości tworzenia ofert, wykorzystujących synergię, np. tani roaming wewnątrz sieci. Pytanie tylko, na ile jest to interesujące dla przeciętnego klienta? Moim zdaniem wciąż przy wyborze oferty decydująca jest dla niego cena za telefon, a dopiero potem koszt usługi.
Na rynku jest obecnie 4 graczy. Czy jest miejsce na kolejnego?
Moim zdaniem chyba już nie, gdyż jest to rynek trudny i wymagający dużych inwestycji. Playowi zdobycie dzisiejszej pozycji zajęło 5 lat i nie wydaje się, by ten czas można było skrócić. Co jakiś czas pojawiają się wirtualni operatorzy. Jednak nie są oni realnym zagrożeniem, ponieważ trudno im zaproponować atrakcyjną ofertę cenową. Ceny usług u tych czterech operatorów są już na takim poziomie, że trudno je przebić, a różnice rzędu kilku groszy raczej nie skłaniają klientów do zmiany.
Trochę czasu minęło już od rebrandingu Ery. Jak ocenia Pan efekty tej decyzji?
Decyzję tę można oceniać dzisiaj już tylko dobrze. Wiele osób zdążyło już zapomnieć o tym, że kiedyś była Era. Pojawiły się innowacyjne oferty, wykorzystujące potencjał dużego gracza, np. gwarancja najtańszej ceny smartfona, brak konieczności odpłatnego przedłużania kont pre-paid czy właśnie roaming wewnątrz sieci – wprowadzony pierwszy raz właśnie w okresie wakacyjnym, kiedy z roamingu korzystamy najwięcej.
Teraz pojawiają się jednak pomysły zniesienia roamingu wewnątrz Unii.
Tak, taka jest tendencja i będzie to sukcesywnie wprowadzane – stawki mają zmniejszać się co roku. Na razie jednak koszty wciąż się spore, więc oferta T-Mobile wciąż jest najlepsza na rynku, bo dotyczy nie tylko Europy.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Czy ja wiem, wiekszość ludzi co ma smartfony napewno korzysta z internetu, nie sądzę żeby używali ich jedynie do dzwonienia i smsów
Pierwsze pytanie niejako rozbawiło. To nie kryzys na rynku telekomunikacyjnym, tylko olewanie przez orange i TP klientów. W ciągu ostatniego roku w mojej okolicy, z kilkunastu osób, które korzystały z TP/orange, wszyscy przenieśli się do innego operatora. Orange olewa klientów. Obieca co innego, podpisuje umowy na przepustowości łącz, których nie są w stanie obsłużyć kable, tzw. \"umowy bezaneksowe\" to jeden wielki żart w wykonaniu TP. Tyle się nasłuchałem, że nikomu nie będę polecał TP, a jestem pewien, że taka polityka jest w większości Polski. Z takim nastawieniem szybko sięgną dna, ale będziesz już za późno żeby się ratować.