Serwis naTemat.pl może być nawet tubą Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli tylko będzie chciał - mówi jego redaktor naczelny.
Interaktywnie.com: Tygodnik Powszechny opublikował apel o surowsze karanie za oszczerstwa w internecie. Autorzy tekstu proponują zmiany w prawie na wzór Francji. Autorzy blogów i komentarzy mieliby ponosić bezwzględną odpowiedzialność karną. Pan się pod tym nie podpisuje?
Tomasz Machała, redaktor naczelny naTemat.pl: Nie zgadzam się z oceną, że wszyscy „tkwimy w szambie”. Absolutnie nie wszyscy. Zaproponowane w tekście przez Pana Piotra Mucharskiego i Jacka Ślusarczyka środki, nie wydają mi się właściwymi dla rozwiązania problemu. On oczywiście istnieje, ale w zdecydowanie mniejszej skali niż uważają autorzy.
Ale pod tym apelem jednak podpisali się: prof. Michał Głowiński, Bogdan Białek, Andrzej Stasiuk, czy Monika Sznajderman.
Darzę wielkim szacunkiem osoby, które podpisały apel. Chciałbym mieć możliwość spotkać się z nimi i porozmawiać o specyfice internetu. Treści papierowych i cyfrowych nie można w prawie traktować dokładnie w ten sam sposób. Porównam to z telewizją. Nikt nie oczekuje od wydawców prasowych koncesji, tak jak od nadawców telewizyjnych. Podobnie od wydawców internetowych trudno żądać dokładnie tego samego, co od wydawców papierowych. W papierze nie ma, poza listami do redakcji, żadnych treści tworzonych przez czytelników. W internecie jest ich bardzo wiele. Każdego miesiąca to są miliony komentarzy w polskim internecie. Bardzo trudno byłoby każdy z nich sprawdzić moderatorom.
Pisał Pan, że to spowodowałoby zmniejszenie konkurencyjności polskiego internetu. Zbyt wiele trzeba byłoby wydawać na moderację wpisów na forach. Przypadek Grażyny Żarko pokazuje, że w polskiej sieci można komuś nawet bezkarnie grozić śmiercią. Warto oszczędzać na bezpieczeństwie?
Absolutnie nie neguję istnienia problemu. Nie zgadzam się z opisem jego skali i z proponowanymi rozwiązaniami. W polskim prawie już są narzędzia, które pozwalają walczyć z mową nienawiści. I wcale nie jest tak, że za grożenie komuś śmiercią w internecie są mniejsze konsekwencje niż za takie grożenie na ulicy. Z badań wynika, że dla 17 milionów Polaków, wszystko co dzieje się w internecie, jest jak najbardziej realne. Jest więc kwestia egzekucji reguł. Po pierwsze, trzeba dofinansować policję. Żeby policjanci mieli komputery, żeby było więcej funkcjonariuszy do walki z przestępczością w sieci. Trzeba przeprowadzić dodatkowe szkolenia dla prokuratorów, pokazać policjantom, że mogą w niektórych sprawach zrobić więcej. To są rzeczy, którymi należy zająć się najpierw. Nie widzę potrzeby zmiany ustawy.
I zmniejszenie anonimowości. To bycie „niewykrywalnym” sprawia, że ludzie nie krępują się pewnych rzeczy w internecie napisać.
Dlatego w naTemat.pl zdecydowaliśmy się na wprowadzenie komentarzy przez Facebooka. Oczywiście, że zdarzają się przypadki wyrażania się nieeleganckiego lub naruszającego regulamin. Nie ma jednak mowy nienawiści, o której piszą autorzy apelu w Tygodniku Powszechnym. W naTemat nigdy nie pojawiają się wpisy antysemickie. Wiemy, że największe portale zmagają się z tym problemem.
Oczywiście dla dużych graczy, komentarze zamieszczane przez Facebooka mogą być sporym ryzykiem. Jest to jednak zewnętrzna platforma, która ma własne reguły, jest to oddawanie komuś dużego ruchu. Jest wiele sposobów ograniczenia anonimowości: można się logować przez Facebooka, przez Twittera, przez pocztę portalu i pewnie kilka innych sposobów. Anonimowości w sieci będzie mniej a nie więcej.
Skoro więc nie Tygodnik Powszechny, to jaki tytuł jest dla Pana inspiracją?
Tygodnik Powszechny jest dla mnie dziennikarską inspiracją, akurat w tej sprawie uważam że nie ma racji. A co mi się podoba? Większość najważniejszych rzeczy naTemat stara się robić inaczej niż inni. Patrzymy inaczej na treść, patrzymy inaczej na komentarze, patrzymy inaczej na reklamę. No i wyglądamy zupełnie inaczej. Jesteśmy naprawdę progresywnym miejscem, cały czas myślimy w czym być pierwsi, czego spróbować, w co wejść, z kim porozmawiać.
Na świecie znalazłby się ktoś, do kogo chce się Pan porównywać?
Porównać nie. Codziennie czytać oczywiście tak. Stale podziwiam Guardiana, który potrafi łączyć świetny internet ze świetnym, nieco staroświeckim dziennikarstwem.
A do jakiego serwisu nigdy nie chciałby Pan porównywać naTemat.pl?
Obawiam się, że gdybym odpowiedział Panu na to pytanie, mógłbym narobić sobie zbyt wielu wrogów (śmiech).
Skoro są punkty odniesienia, to czy istnieje w Pana serwisie jakaś konkretna linia redakcyjna?
Nie ma linii redaktora naczelnego w klasycznym dziennikarskim stylu. Nie narzucam dziennikarzom, że o tym wydarzeniu mają pisać w taki a nie inny sposób. Że z tym mają rozmawiać, a tego bojkotować. Są redakcje, które tak funkcjonują, ale ja chcę tworzyć otwarty, pulsujący, spierający się newsroom. Nasi autorzy to zbiór osobowości. Ja napisałem kilka miesięcy temu religijne „Wielkanocne wyznanie wiary”, a na kolegium dyskutuję z reporterem, który szykuje się do apostazji. Moją rolą nie jest tłamszenie poglądów tylko pilnowanie żebyśmy dzwonili do rozmówców i z prawa i lewa. Do naTemat może pisać każdy, kto ma do napisania coś nowego, inspirującego, zmuszającego do refleksji.
To dlatego, żeby być kontrowersyjnym i zmuszać do dyskusji, Tomasz Lis bronił w serwisie Kuby Wojewódzkiego, który niemal wszędzie był krytykowany za swoje niewybredne wypowiedzi o Ukrainkach pracujących w Polsce?
Tomek Lis jest naszym blogerem, nie dlatego, że jest współwłaścicielem naTemat.pl (inni współwłaściciele blogów u nas nie mają), ale przede wszystkim dlatego, że jest jednym z najlepszych polskich dziennikarzy. Sądzę, że bronił Wojewódzkiego z przekonania. Wielu innych naszych blogerów mocno krytykowało Kubę Wojewódzkiego.
Kto w takim razie stanowi przeciwwagę dla Janusza Palikota, który kojarzy się z radykalnym antyklerykalizmem?
Chociażby ksiądz Kazimierz Sowa, Szymon Hołownia, Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski. Oni także piszą w naTemat.
Czyli Pana zdaniem naTemat.pl nie jest tylko pewnego rodzaju tubą dla niektórych osób? Na przykład dla Tomasza Lisa.
Jeżeli pewnego dnia, Jarosław Kaczyński stwierdzi, że chciałby być lepiej słyszalny w nowym elektoracie, to z wielką przyjemnością może wykorzystać naTemat.pl jako swoją tubę. Serdecznie pana prezesa PiS zapraszam i gwarantuję, że każdy jego wpis będzie otwierał serwis. Oczywiście, że blog pełni rolę tuby nagłaśniającej osobę i poglądy. To naturalne. My to ułatwiamy i pomagamy, bo blogerzy są dla nas bardzo ważni.
Do tekstów zazwyczaj dobudowujecie potężny kontekst. Po co rozbudowywać newsy w internecie do niemalże tekstów opiniotwórczych? To nie codzienna praktyka.
Bo chcemy uprawiać dobre i rzetelne dziennikarstwo. Każdy dziennikarz pisze 2-3 teksty dziennie. Nie kładziemy nacisku na ilość, tak jak niektóre redakcje w Polsce. Wolimy mieć każdego dnia 20 autorskich historii, niż 200 króciaków z agencji. Dzięki temu jesteśmy w stanie lepiej przedstawić daną historię.
Oprócz takich tekstów, na naTemat.pl można znaleźć też bardzo dużo innych informacji. Obok siebie mamy artykuły o gejach, żydach, biurach podróży, sporcie i tandetnym programie telewizyjnym „Pamiętniki z wakacji”. Można odnieść wrażenie chaosu.
Od początku mówiliśmy, że chcemy być subiektywnym wyborem najważniejszych wydarzeń. Jeśli tego dnia najważniejszy jest sport, to on jest na górze. Nie jesteśmy niewolnikami schematycznych podziałów. Chcemy być blisko tematów, o których rozmawiają ludzie. W zależności od tego zmienia się jadłospis.
Statystyki Megapanelu pokazują, że plan się sprawdza. W marcu mieli państwo 302 tysiące użytkowników i 5,7 mln odsłon, a w czerwcu już 607 tysięcy użytkowników, a odsłon 15,4 mln.
Bardzo się cieszymy z rozwoju naTemat. Rzeczywiście rośniemy szybko, dwukrotnie zwiększyła się też liczba blogerów. Mamy wiernych użytkowników, którzy są z nami codziennie. Mamy nowych użytkowników, których witamy z radością. Mamy badania pokazujące, że trafiamy do użytkowników w wielkich miastach, z ponadprzeciętnym wykształceniem, dochodami i w wieku 18-44 lata.
Myśli Pan, że to zasługa tabloidyzacji wyglądu serwisu? Duże tytuły, duże zdjęcia.
Słowo „tabloid” jest dla mnie określeniem treści a nie formy. Gdyby Financial Times zaczął drukować duże zdjęcia, to nazwałby go Pan tabloidem? Skandynawskie media internetowe są tabloidowe, bo mają duże fotografie? Nie sądzę. Adam Plona, który projektował naTemat zrobił świetną robotę. Zrobił odważną propozycję. Stronę która wygląda jak żadna inna w polskim internecie. Teraz niektórzy zaczynają się na nas wzorować. Czekam na kolejne zmiany w polskich mediach, które będą inspirowane przez naTemat.pl.
Mimo rosnącej liczby odsłon, czas spędzany w serwisie się zmniejsza. Po miesiącu działalności średnio było około 11 minut, teraz jest 9.
To normalne. Im więcej ruchu będzie przychodziło z zewnętrznych źródeł – na przykład z Googla, tym czas spędzany na stronie będzie się skracał. Nadal czas na stronie jest bardzo wysoki, bardzo wysoki jest czas na artykułach. Ludzie chcą czytać i czytają nasze długie teksty.
Po pół roku pewnie ma Pan już jakieś refleksje o funkcjonowaniu portalu. Jakie błędy może Pan wskazać od 22 lutego?
Jesteśmy start-upem, więc jesteśmy elastyczni. Słuchamy użytkowników i bardzo się przejmujemy tym co piszą. Naprawdę zastanawiam się nad każdym mailem czytelnika do mnie. Myślę, czy ma rację, jeśli ma uwagi krytyczne to zastanawiam się, jak poprawić naTemat. Jeśli dochodzę do wniosku, że poprawić trzeba, to zabieram się za to od razu. Popełniliśmy pewnie parę błędów. Być może powinienem od początku wkładać więcej pracy w edukowanie rynku. W pokazywanie tego jak podchodzimy do reklamy w internecie, w co wierzymy, a w co nie. Z drugiej strony jestem jednocześnie redaktorem naczelnym i dyrektorem zarządzającym. Przez pierwszy okres skupiałem się głównie na dziennikarstwie.
W Tygodniku Powszechnym też jest mało reklam i w 2010 roku ks. Adam Boniecki musiał prosić czytelników o pomoc w finansowaniu pisma. Nie boi się Pan, że taka przyszłość czeka też naTemat.pl? Z czegoś trzeba się utrzymywać.
To że użytkownik nie jest atakowany przez reklamy nie oznacza, że jest mało reklam. Reklama, aby była skuteczna, nie musi być agresywna. Po co zmuszać użytkowników do stosowania „adblockerów”, co jest jednym z głównych osiągnięć pop-upów? Przekonujemy też reklamodawców, że powinno im zależeć by pokazywać się w otoczeniu treści pierwszej jakości, a nie byle jakich. To kwestia wizerunku, a więc dla wielu marek pierwszorzędna.
To wszystko mieści się w nowej ewangelii jakości, jak Pan to ostatnio określił?
Nie rozumiem, dlaczego to sformułowanie zostało obśmiane. Przecież w kulturze każdego start-upu jest ewangelizowanie rynku. Nie ma to związku z żadnymi religijnymi uniesieniami.
Ale, czy używanie słowa ewangelizacja w kontekście sprzedawania reklamy, to nie przesada i nadużycie? Dla niektórych ludzi to ważne słowo. Warto go używać tylko po to, żeby wywołać dyskusję, wzburzyć część opinii publicznej?
Jestem wierzącym katolikiem i nie było moim zamiarem nikogo obrażać, szokować ani urażać. To słowo po prostu oznacza w myśleniu start-upowym edukację, przekazywanie idei, w którą się głęboko wierzy. Każdy, kto zna moje dziennikarstwo, a jestem w tej branży od kilkunastu lat, wie że moim „modus operandi” nie jest tanie podniecanie publiczności chwytliwymi hasłami. Odsyłam do anglosaskiego internetu i do pism typu „Wired”, gdzie słowo „ewangelizowanie” w kontekście start-upów pojawia się często. Tak, mamy w naTemat misję. Tak, chcemy zmienić w polskim internecie kilka rzeczy. Tak, szukamy sojuszników. Nie żadnych wyznawców, ale ludzi którzy powiedzą – tak, oni mają rację, poprzyjmy ich, bo to jest także w naszym interesie. Będę więc ewangelizował, będę chodził od osoby do osoby i mówił: Posłuchaj, mam coś ważnego do powiedzenia, na czym ty także skorzystasz.
Pobierz ebook "Ebook: Jak skutecznie sprzedawać w internecie"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»