Wiele wysiłku i prywatnego czasu wkładam w to, aby projekty realizowane przez naszą agencje były na najwyższym poziomie. Dzięki mojej pracy powstały najbardziej spektakularne realizacje, które przyniosły naszej agencji wiele rozgłosu i pozwoliły wygrać kolejne przetargi. Niestety mój szef zdaje się tego nie zauważać. Moje zarobki są mizerne, podwyżki nie miałem od 2 lat a sprzęt na którym pracuje to już prawie antyk.
Wiele wysiłku i prywatnego czasu wkładam w to, aby projekty realizowane przez naszą agencje były na najwyższym poziomie. Dzięki mojej pracy powstały najbardziej spektakularne realizacje, które przyniosły naszej agencji wiele rozgłosu i pozwoliły wygrać kolejne przetargi. Niestety mój szef zdaje się tego nie zauważać. Moje zarobki są mizerne, podwyżki nie miałem od 2 lat a sprzęt na którym pracuje to już prawie antyk. Kasa w firmie jest, jednak jedyną osobą w jaką inwestuje nasz dyrektor zarządzający jest on sam:(Inna osoba pisze:
Masz rację, pogadam z nim, ale nie sądzę żeby cokolwiek zmienił [prezes agencji]. Jestem zdesperowany i mam nadzieję, że chociaż mój komentarz na Twojej stronie da mu trochę do myślenia. Właśnie dlatego uważam Twoją stronę za tak cenną bo wierzę, że ukaże chociaż cień nieprawidłowości jakie mają miejsce w niektórych agencjach.
....a nie tylko słodkie polemiki i wyolbrzymione sukcesy. Jak słusznie zauważyłeś nasz polski design leży, ale niestety dopóki prezesi będą zajeżdżać pracowników, to nic się nie zmieni. Patrząc na niektóre realizacje innych, mogę jedynie pozazdrościć czasu jaki mieli na ich dopracowanie.
Jak ważne są dobre relacje z pracownikami wie Artur Urbański - założyciel AMG.net. To właśnie Artura aktualni i byli pracownicy tej firmy podają jako wzór szefa. Osobę, która potrafiła stworzyć najlepsze warunki pracy z jakimi do tej pory spotkali się w trakcie swej kariery zawodowej. Pozwolę sobie zacytować jedną wypowiedź:
W tej chwili AMG stało się software housem, ale Artur ma wielkie doświadczenie marketingowe, myślę że należy do ludzi posiadających największą wiedzę na temat e-solutions, mówiąc ogólnie. Jest doskonałym mentorem i liderem, i sądzę że wszystkich inspirował. [...]Poprosiłem Artura, aby opowiedział nam o swoim podejściu do ludzi, które wpływa na tak dobre relacje z nimi.
W polskich interaktywnych realiach aby awansować trzeba zmienić firmę. AMG jest wyjątkiem. Najlepsi siedzą tam od początku.
Najważniejsi w firmie są ludzie. Być może to zdanie brzmi jak banał, lecz każda firma usług interaktywnych, agencja reklamowa, firma konsultingowa jest oparta na ludziach - prowadzimy "people based business".Rzucam wątek - projektanci, programiści, art directorzy, accounci, menagerowie innej maści - napiszcie, co najbardziej motywuje oraz demotywuje Was w Waszej codziennej pracy w agencjach. Jaki musiałby okazać się Wasz szef, by żadna inna agencja nie mogła Was podkupić? Dajcie tutaj swoim zwierzchnikom do myślenia. Zrobię może z tego małe podsumowanie - 10 najbardziej motywujących i demotywujących aspektów.
W AMG.net wierzymy w ludzi. Staramy się zatrudniać osoby, które mają duży potencjał rozwoju - doświadczenie nie jest najważniejszym kryterium wyboru. Większość zespołu części "interaktywnej" firmy tworzą ludzie, którzy swoja karierę zawodową zaczynali od AMG.net. Najbardziej doświadczeni przeszli przez wszystkie stanowiska - od Juniora do Art Directora. Zawsze uważałem, że lepiej jest, aby szef pochodził z wewnątrz firmy a nie był poszukiwany na rynku. Dzięki takiemu podejściu członkowie zespołu wiedzą, dokąd dążą - to
nadaje sens ich karierze.
Podstawowym czynnikiem motywującym jest u nas możliwość pracy nad projektami dla najlepszych klientów. Staramy się, aby każdy otrzymywał zadania na miarę swoich możliwości, ale wymagające ambicji i rozwoju własnej osoby. Szczególnie, dlatego, że w AMG.net każdy zdaje sobie sprawę że jest odpowiedzialny za jakość ostatecznego kształtu pracy całego zespołu.
Myślę, że u nas ważna jest przyjacielska atmosfera, dzięki której relacje pomiędzy szefem a podwładnymi przypominają raczej relacje pomiędzy starszym a młodszym bratem. Po kilku latach zdałem sobie sprawę z ważności komunikacji we wszystkich kierunkach. Staramy się nawet odchodzić od modelu jednego punktu kontaktu z klientem angażując również grafików do tego typu komunikacji. Wtedy każdy członek zespołu rozumie potrzeby klienta i bardziej identyfikuje się z pracą, co wpływa na jej jakość.
W AMG.net jakość usług jest dokładnie taka - jak dobrze pracują ludzie. Od nich zależy wszystko gdyż jakość jest pochodną zaangażowania w wykonywaną pracę.
Dyrektorzy, prezesi, szefowie innej maści związani z agencjami interaktywnymi - napiszcie, jak wygląda to z Waszej perspektywy. Czy ludzie u steru polskich agencji interaktywnych naprawdę nie mają pojęcia o tym, jak motywować swoich najlepszych pracowników? Czy my w ogóle potrafimy zarządzać zasobami ludzkimi? Co Wy robicie, by utrzymać w agencji odpowiedni poziom zaangażowania / entuzjazmu / zapału do pracy?
Pobierz ebook "Jak otworzyć sklep internetowy - ebook z poradami dla firm"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Dodając do dobrego podsumowania sprawy: bardzo ważne jest aby te regóły gry były dla wszystkich jasne i czytelne. Nie ważne czy to będzie widzimi się szefa-autorytetu czy regulamin. Musi być pewność: akcje=reakcje.
No coż, nie wiem, co Ci odpowiedzieć :D. Nie znam Twoich kwalifikacji, ani Twoich oczekiwań finansowych. Nie chce mi się czytać regulaminu tej strony, ale jeśli regulamin zezwala wyślij mi swoje CV. Najwyżej bana dostanę od momo.
Watek juz stary, ale poniewaz dzisiaj trafilam na artykul podnoszacy kwestie zarobkow programisty (m.in. w agencjach interaktywnych) pozwole sobie wrzucic tu cytat i link.<br /> <br /> W 2003 zacząłem pracę jako programista aplikacji internetowych z pensją 1500 zł zarejestrowany na pół etatu. Przez 2 lata o podwyżce nie było mowy, mimo że awansowałem na szefa działu programistów, gdzie dodatkowo poza swoimi obowiązkami zarządzałem pracą 3 osób. Zacząłem szukać pracy podnosząc trochę swoje wymagania dotyczące płacy. Niestety, większość łódzkich firm nie była w stanie zaoferować mi więcej niż 2000 zł. Aplikowałem do Digital One i AMG.Net. Niestety, pracodawców zniechęcała kwota jakiej żądałem...<br /> <br /> <a class="non-html" href="http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,4153195.html"> http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,4153195.html</a>
Sie ma Bartek :D Właśnie, o co ci chodzi ???
A czy interaktywnie.com jest agencją? Nie rozumiem o co Ci Bartku chodzi.
<blockquote>Osobiście jestem przeciwnikiem takiego podejścia i w mojej agencji nadgodziny zdarzają się sporadycznie.</blockquote>w interaktywnie.com?
Poruszamy w tym wątku temat na grubą książkę:) Mimo to na podstawie waszych wypowiedzi pozwoliłem sobie przygotować krótkie podsumowanie i "przepis na zadowolonego pracownika".<br /><br />Satysfakcjonujące wynagrodzenie to najważniejszy czynnik decydujący o lojalności pracowników. Nawet jeśli atmosfera pracy jest świetna, realizowane projekty są bardzo ciekawe, nadgodziny w pracy należą do rzadkości ale wynagrodzenie jest niewysokie, to istnieje duże ryzyko utraty cennego pracownika.<br /><br />O tej zasadzie należy pamiętać także zatrudniając ludzi bez doświadczenia. Oczywiście na początku wynagrodzenie takich osób będzie niezbyt wysokie, jednak należy je sukcesywnie podnosić, by nie doszło do sytuacji w której pracownik w rozwój którego zainwestowaliśmy sporo czasu przejdzie do konkurencji gdy tylko poczuje się pewniej w swojej dziedzinie.<br /><br />Jeśli już zapewnimy pracownikom odpowiedni poziom wynagrodzenia należy pamiętać o drugiej zasadzie, czyli : "staraj się nie przeszkadzać". Postarajmy się o stworzenie odpowiednich warunków do pracy: dobry sprzęt, szybki Internet, wygodne biurka i fotele, odpowiednia ilość przestrzeni, cisza, normalne-ludzkie relacje i sprawna komunikacja. <br /><br />Oprócz tego dajmy ludziom możliwość samodzielnego podejmowania decyzji, bo na dłuższą metę nie da się zarządzać całą agencją samodzielnie. Pozbądźmy się także wszelkiej zbędnej biurokracji i nie stwarzajmy absurdalnych sytuacji. Po prostu pozwólmy ludziom pracować i chwalmy ich gdy odwalą kawał dobrej roboty. <br /><br />Jeśli już nasi pracownicy mają odpowiednie warunki do pracy można pomyśleć o dodatkowej motywacji. Premie pieniężne i niepieniężne, awanse, imprezy integracyjne, świadczenia socjalne... Czasem nawet prezent o niewielkiej wartości może bardzo kojąco wpłynąć na relację między pracownikiem a pracodawcą.<br /><br />Wspominałem już coś o nadgodzinach? Wiele osób twierdzi, że to normalne zjawisko w tej branży i pracę po kilkanaście godzin na dobę traktuje jako coś naturalnego. Osobiście jestem przeciwnikiem takiego podejścia i w mojej agencji nadgodziny zdarzają się sporadycznie.<br /><br />Niestety zawsze istnieje druga strona medalu. Gdy dasz komuś palec, może chcieć wziąć całą rękę. Tutaj należy być ostrożnym i zwalczać w zarodku wszelkie objawy "poprzewracania się w głowie".<br /><br />Oczywiście nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Dlatego bądźmy otwarci na sugestie i propozycje pracowników. I broń Boże nie doprowadźmy do sytuacji, w której niezadowolony z czegoś pracownik swe żalę będzie wylewać wszędzie wokół, tylko nie zarządowi. Problemy w firmie są rzeczą normalną, ważne jest natomiast to, aby szybko je wyłapywać i naprawiać, oraz zadbać o to, aby nie pojawiły się ponownie w przyszłości. Dlatego jeśli coś Ci przeszkadza w miejscu Twojej pracy pogadaj o tym otwarcie z szefem. Uwierz mi, że to najszybszy sposób aby rozwiązać problem. A jeśli takie rozmowy okażą się jałowe i szef będzie bagatelizować zgłaszane przez pracowników problemy? To może oznaczać, że czas poszukać innego pracodawcy.
Tak... mówicie bardzo mądre rzeczy.<br /> Ja natomiast mieszkam z Rodzicami , trochę ciągnę szkołe na którą mam jakoś fundusze , na życie (browary w Minodze) też się znajduje i odbywam płatną praktykę w prężnej 11 osobowej agencji. Kasa nie robi większego ciśnienia , ale widzę że gdybym chciał się wyprowadzić , to nie ma bata. Kasa robi różnicę ! <br /> <br /> Ale !!!! Ludzie z którymi pracuję :| ... są WIELCY ! Atmosfera jest boska. I chyba wszędzie atmosfera i team przekłada się na pracę . Za tym ida projekty , sposób w jaki się do nich podchodzi i pieniądze ... one przestają odgrywać mega rolę. Grafik i tak dostaje niemało .. a czy nowa plazma w jego renthousie będzie miała 38 czy 42 cale; to nie jest warte trybikowego , komunistycznego oddania "partti-firmie" w której będzie się zacierał. <br /> <br /> Tak ... tymczasem chyba poprosze o podwyżkę :]
No to inaczej; wyobraźcie sobie sytuację: jesteście dobrym, uznanym menadżerem w "manufakturze", firma w której pracujecie trzaska kilkadziesiąt szablonowych produktów (stron czy czegoś tam) rocznie. Macie świetną pensję, ułożone życie. I przychodzi oferta objęcia stanowiska project managera w Google czy Microsoft. Musicie się przenieść np do Pragi albo do Dublina, żona musi zrezygnować z pracy, dostajecie połowę mniej kasy.<br /><br />Ryzykujecie?<br /><br />Inna sytuacja: dostajacie propozycję pracy w wielkiej korporacji. Ciepła, stabilna posadka, kupa kasy, fajny wpis w cefałce; niemniej macie świadomość, że korporacja zabija wszelką kreatywność - będziecie po prostu trybikiem w maszynie. Dostajecie równocześnie propozycję objęcia samodzielnego stanowiska w małej agencji. Mniejsza kasa, niewielki budżet, duże ryzyko, więcej obowiązków ale wolna ręka w doborze pracowników, ciekawy projekt, możliwość sprawdzenia się w wielu dziedzinach (promocja, programowanie, projektowanie, marketing).<br /><br />Ryzykujecie?<br /><br />Oczywiście, że pieniądze są ważne. To aksjomat. Ale trzeba przeprowadzić realną waluację i estymację - co mi po wyższych zarobkach skoro będę przez pół roku zastanawiał się "co ja tu robię"? Wiadomo, że jeśli będę musiał podjąć pracę w Warszawie to moje wymagania finansowe wzrosną, bo dojdzie kwestia kosztów utrzymania. Ale mając do wyboru bycie trybikiem w korporacji z nerwową atmosferą za 8tys netto wolę robić własne projekty za 3.5k netto w zespole, który sam dobrałem. Z perspektywy czasu opłaci mi się to bardziej, bo ta korporacja prędzej czy później i tak mnie dostrzeże. A może nawet kupi produkt, który wyprodukowałem, za co ja kupię sobie wyspę gdzieś w ciepłym zakątku świata i skupię się na rodzinie.<br /><br />Wciąż wiele osób przyjmuje błędne założenie: pracowników - z reguły - nie trzeba motywować. Idąc do pracy właściwie każdy ma motywację by wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Zamiast wymyślać systemy motywacyjne, trzeba pomyśleć o tym, co zmienić by nie demotywować. Ale jeśli chodzi o zarządy to do tego trzeba pewnej dojrzałości i pewności siebie. Bo często wiąże się to, po prostu, z usunięciem się z drogi.
Atmosfera, pieniadze, wyzwania - sadze, ze to rozsadny poczatek wymagan od firmy.<br /> <br /> PS Pieniadze sie nie licza? Czas chyba wyprowadzic sie od Mamy;)
Ja zaczne tradycyjnie<br /> lubudubu lubudubu niech nam zyje prezes... :)<br /> <br /> A teraz konkretnie i w punktach, tak jak prosil gospodarz tego bloga, o tym co dobre i zle w agencji interaktywnej<br /> (choc rzeczywiscie ksiazki mozna na ten temat pisac).<br /> <br /> Plusy dodatnie<br /> <br /> - swietna atmosfera w pracy (przynajmniej przez kilka pierwszych lat)<br /> - zgrany zespol (przynajmniej dopoki nie przekroczy kilkudziesieciu osob)<br /> - ciekawa robota (przynajmniej dla tych ktorzy sie choc troche angazuja)<br /> <br /> Plusy ujemne<br /> <br /> - czlowiek sie przyzwyczaja do firmy a firma do niego mniej<br /> - pracownik lubi pracowac a szef nie lubi mu placic<br /> - porazka agencji to porazka zespolu a jej sukces to profit zarzadu<br /> <br /> A poza tym... no coz... Wiadomo, ze to kreatywna charytatywna praca na trzy zmiany, ale przeciez 'jedziemy na jednym wozku' wiec teraz trzeba sie poswiecic, a potem bedzie juz fajnie. 'Potem' nastepuje w mitycznym 'nastepnym kwartale', ktorego nie da sie namierzyc w zadnym kalendarzu. 'Wizytowkowe' awanse i inne fasady typu coroczne (i zupelnie takie samo jak w zeszlym roku) oredzie szefa, no i ludzie specjalnej kategorii, ktorzy nie wiadomo czym sie wlasciwie zajmuja ale w firmie sa... Przyklad? New Business Manager, ktory nie zdobyl nigdy zadnego klienta, Communication Manager, ktory nie jest w stanie sklecic newsa, albo kierownik, ktory tylko przeszkadza innym w pracy. Do tego dochodzi totalnie nietrafna ocena czlonkow zespolu i oszczednosci czynione kosztem kompetencji (recepcjonistka w roli copywritera to chyba najczesciej spotykana sytuacja)... Na deser - ukochani klienci. Im ktos w wiekszej firmie pracuje i nizsze ma stanowisko, tym bardziej sie dowartosciowuje wyzywajac na agencji, zabijajac terminami grafika, zmieniajac w projekcie to co najlepsze itd. itd.<br /> <br /> (Wiecej o pracy w agencji interaktywnej po wyslaniu SMS'a Premium ;-)<br /> <br /> --<br /> To pisalam ja - pracoholiczka beznadziejnie zakochana w Interactivie <br /> (z wzajemnoscia na szczescie ;) od 10 mniej wiecej lat)
Jeśli ten ponad przeciętny programista, ma na utrzymaniu żonę i dzieci, to wątpię że będzie pracował tam gdzie będzie się mógł "realizować", a prędzej tam gdzie zarobi na swoje utrzymanie.<br /> <br /> Ciekawe projekty mogą być ważniejsze powyżej jakiegoś zarabianego pułapu... Przynajmniej dla ludzi rozsądnych...
Kto by pomyślał, że programiści, graficy itd. to tacy altruiści - pracują za grosze, bo są ciekawe projekty... A jedzenie do garnka za co wkładacie? Żona na was zarabia? :) A może rodzice? :) <br /> <br /> Przepraszam bardzo, ale dla mnie mówienie, że pieniądze się nie liczą, ważniejsze jest poklepywanie szefa i "ciekawość" projektu to jest hipokryzja :)<br /> <br /> Z doświadczenia wiem, że osoby które zarabiają na tyle dużo, że stać ich na wszystkie potrzeby i zostaje na zachcianki, mówią że ważniejsza jest motywacja pozamaterialna. Ci, którzy w pracy zarabiają na utrzymanie siebie i rodziny (żony, dzieci...) myślą o mieszkaniu, jedzeniu, benzynie, książkach do szkoły i innych przyziemnych rzeczach. Dopiero po zapewnieniu całkowicie tych potrzeb można pomyśleć o motywacji pozamaterialnej, ciekawości projektów itd... PS. To też trochę psychologii, piramida potrzeb Maslowa.
Według mnie sama motywacja musi wypływać z tego co robisz. Jeżeli robisz to, co lubisz to masz do tego motywację. Przykładem są chociażby blogi. Poświęca się dużo czasu na ich rozwój pomimo, że nikt Ci za to nie płaci.<br /> Jeśli chodzi o kwestie finansowo-materialne to po prostu ich brak demotywuje.<br /> Motywujesz się sam, inni muszą się po prostu starać, aby Ciebie nie zdemotywować.<br /> <br /> P.S. To jest oczywiście tylko moje osobiste spojrzenie; ktoś inny może mieć oczywiście inne zdanie.
Jeszcze jedno - wiązanie pracownika do firmy samymi finansami to bzdura. Zawsze pojawi się większy pracodawca, który nam takiego pracownika podkupi. Ponadto, każdy kto zna się trochę na psychologii (i dlatego menadżer powinien być też psychologiem) dobrze wie, że premiowy system wynagrodzeń jest efektywny ale tylko na krótką metę. To jak krzywa satysfakcji w związku - spada wraz z czasem, potem następuje ślub - nagły skok i potem szybki powrót do codzienności. Nie zmniejszy poziomu frustracji gdy pracownik musi pracować na złomie, który się wiesza co pół godziny czy ma szefa upierdliwca który 666 razy dziennie pyta co właśnie robi. Nie zmniejszy (a wręcz zwiększy) frustracji, gdy to, za co pracownik dostanie premię nie zależy tylko od niego (np menadżer, który zarządza projektem w połowie realizowanym poza firmą, na modnym tzw. "ałtsorsingu".)<br /> <br /> Jeśli miałbym pracować tylko dla pieniędzy to zająłbym się handlem narkotykami.
"Uważam że przeciętny (a nawet i ponadprzeciętny ;) ) programista chętniej by pracował za większe pieniądze robiąc nudne rzeczy, niż za małe robiąc arcyciekawe."<br /> <br /> Akurat z tym pozwolę sobie się nie zgodzić :) Może przeciętny tak, ponad przeciętny woli robić arcyciekawe rzeczy, najlepiej w warunkach, które pozwalają mu się rozwijać (nowoczesne technologie, frameworki, tworzenie ambitnych systemów) za niekoniecznie dużo większe pieniądze.<br /> <br /> Tak samo nie zgodzę się z tym, że jak menadżer zarabia 6tys to 500 mniej mu nie robi różnicy - taki menadżer prawdopodobnie 4tys wydaje na mieszkanie, więc zmienia się tylko skala wydatków a i tak każdy grosz jest ważny.
<blockquote>8 realizacji miesięcznie przynosi godziwy zarobek firmie jak i jej lojalnym pracownikom</blockquote>Jeśli pracownicy dostają wypłatę bez premii, to czy firma zrealizuje 10 projektów, czy 5, czy 1, pracownicy otrzymają to samo wynagrodzenie. Czy się stoi, czy się leży, 2 tysiące się należy ;)
Zgadzam się w całości z wypowiedzią Daniela.<br /> Pracujemy po to żeby zarabiać (taki mimo wszystko jest podstawowy cel pracowania)<br /> Uważam że przeciętny (a nawet i ponadprzeciętny ;) ) programista chętniej by pracował za większe pieniądze robiąc nudne rzeczy, niż za małe robiąc arcyciekawe. <br /> Po za tym, jeśli manager zarabia 5000 złotych, to różnica 500 w tą czy w tamtą, nie zrobi na nim wrażenia. Ale jeśli zarabia się 2000 to te 500 złotych = 1/4 pensji, i takie 500 złotych może dodatkowo zmotywować do pracy. <br /> A jeszcze lepszym pomysłem imho jest premiowanie pracowników za to co zrobią, żeby widzieli że dobra praca przekłada się na wynagrodzenie i w drugą stronę, nie pracujesz, nie starasz się, nie masz premii. Na pewno wymaga to dużego zaangażowania ze strony pracodawcy, ale może to podnieść efektywność pracy i przywiązać pracownika do firmy.
Zgadzam się! Najważniejsze są pieniądze, co doskonale widać na przykładzie rodzimych realizacji, tryskają one kreatywnością i solidnością wykonania. Jestem święcie przekonany, że 8 realizacji miesięcznie przynosi godziwy zarobek firmie jak i jej lojalnym pracownikom, o userach nie wspominając;)
Nie chciałbym być złośliwy, ale coś mi się wydaje, że caroyla sobie tłumaczy ("racjonalizuje") swoje własne niskie wynagrodzenie ;) może to z lęku przed utratą pracy, skoro pisze, że to jej pierwsza firma? Nikogo tak pięknie się nie wyciska, jak ludzi zaczynających ("z nami zdobędziesz doświadczenie!" za psie pieniądze...) i stażystów ("z szansą zatrudnienia"), ech... pewnie zaraz podniosą się głosy, że początkujący pracownik nie może zarabiać tyle, co ten bardziej doświadczony, i to jest racja, ALE to nie oznacza wcale, że jego praca jest mniej warta tylko dlatego, że zaczyna - przecież też przynosi firmie dochody i ma być z czasem jeszcze bardziej "rentowny"! A poza tym bez sensu jest strategia, że faktycznie daje się nowemu pracownikowi jakieś szlify po to tylko, by w końcu zebrał się w sobie i odszedł, zniechęcony zarobkami. Dlaczego tak się dzieje? Wydaje mi się, że poza autentycznie słabą sytuacją finansową niektórych agencji (dla których celem strategicznym jest spłata długów...) za taką sytuację odpowiada krótkowzroczność większości polskich biznesmenów - chcą mięć szybki, duży zysk i dlatego kiwają i pracowników, i klientów. Sęk w tym, że na dłuższą metę oznacza to i utratę klientów, i pracowników. Jak długo uda się "nabierać" nowych?
W waszych wypowiedziach często pada hasło "krótkie terminy realizacji" - czy to wina zarządu agencji? Zależy. Są agencje które nastawiają się na "hurtową produkcje" i obsługują jednocześnie kilkadziesiąt projektów. W takich fabrykach trudno wykazać się kreatywnością ponieważ projekt serwisu powstaje w jeden dzień, a całość zamykana jest w 2 tygodnie. Jeśli komuś to nie pasuje powinien szukać innego miejsca pracy, ponieważ agencja nie zmieni swego modelu biznesowego z dnia na dzień.<br /> <br /> W agencjach obsługujących największe brandy zazwyczaj więcej jest czasu na realizację projektu, jednak rzadko kiedy jest go na tyle dużo, aby spokojnie i bez napięć zadbać o najdrobniejszy detal realizacji. Kogo obarczyć winą za taką sytuację?<br /> <br /> Czasem zarząd agencji. Na pewnym poziomie rozwoju agencji przestaje się myśleć tak bardzo o jakości, ponieważ ten czynnik jest coraz mniej znaczący przy wygrywaniu kolejnych przetargów. Najważniejsze staje się zachowanie odpowiednio wysokiego poziomu marży. <br /> <br /> Dlatego te "zasiedziałe na piedestale" agencje tylko w nielicznych przypadkach postanawiają zrobić pokazowy projekt i rezygnują z części zysku na rzecz jakości projektu (time is many). Jak wiadomo trzeba czymś wygrywać nagrody i o czymś pisać case´y. <br /> <br /> Czasem sam klient, który mimo iż wie o konieczności uruchomienia serwisu odkłada decyzję o jego realizacji w czasie. Nagle okazuje się, że postępowanie przetargowe nie idzie zgodnie z planem i w efekcie projekt, na który można było poświęcić 3 miesiące trzeba zrealizować w 3 tygodnie.<br /> <br /> Poza tym większość klientów nadal jest zdania, że szybkość realizacji projektu świadczy o jakości agencji - to znaczy im krótszy termin realizacji zadeklaruje agencja, tym jest lepsza. Dlatego też accounci i new business managerowie używają parametru czasu jako elementu przetargowego (my zrobimy szybciej). Tymczasem nie da się ruszyć żadnego wierzchołka trójkąta "czas / jakość / budżet" bez wpływu na inne wierzchołki. Dopóki klienci tego nie zrozumieją, dopóty będą działać na swoją niekorzyść zaniżając jakość realizacji. A jest naprawdę wiele agencji, które są w stanie zrezygnować z części zysku na rzecz jakości. Wiedzą, że takie podejście zaprocentuje mniejsza frustracją pracowników, oraz w dłuższej perspektywie przełoży się na sukces biznesowy agencji.
<blockquote> Najbardziej motywującym czynnikiem nie jest wcale wynagrodzenie a wizja uczestniczenia w ciekawych, innowacyjnych projektach.</blockquote><br /> Caroly'u. Obawiam się, iż to bardziej skomplikowane i pogląd tego typu raczej nie pokrywa się z poglądami znaczącej większości "szeregowych" pracowników ;) Jeśli już, to na pewno większe wzięcie ma wśród kadry menedżerskiej, zwłaszcza tej bardziej PR-owej ;), no i oczywiście - u szefów takich agencji (choc to pewnie nie reguła) ;). Ten frazes brzmi bardzo propagandowo, przypomina wręcz fragmenty oklepanych ofert pracy. Uczestnictwo w ciekawych, innowacyjnych projektach jest jakby z zasady wpisane w prace tej branży i uznawanie go za jakikolwiek atut skierowany do pracownika mija się z celem. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, ze to atut nielogiczny i demotywujacy - wszak zawsze znajdzie się agencja, której trafi się ciekawszy klient lub innowacyjniejszy projekt - czy z każdym takim przypadkiem (i zgodnie z tym frazesem) pracownik powinien do takiej firmy odchodzić? Sadze, ze raczej nie. Pracodawca powinien starac sie troszkę przyziemniej do sprawy podchodzić i brac pod uwagę solidniejsze czynniki "lojalności" niz tłuczenie takich głupot innym do głowy... ;)
W agencjach interaktywnych to pracownicy są siłą napędową firmy, to oni pracują na sukcesy firmy, ich pomysły plus sprawne "wyrobnictwo", to pracownicy są wartością firmy... Wydawałoby się więc, że agencje powinny o tych dobrych pracowników dbać i ich dopieszczać ;) Niestety jest to dalekie od prawdy... A premie dla pracowników za projekty (pracowników-nie menadżerów) to jakiś mit chyba, legenda ;) <br /> <br /> Ale nie wydaje mi się, aby była to przypadłość tylko agencji interaktywnych, tak jest w większości polskich firm, dlatego taką popularnością cieszą się duże firmy z zagranicznym kapitałem, gdzie kładzie się nacisk na ścieżkę kariery pracowników, na odpowiednią motywację (finansową), na dokształcanie pracowników, a tym samym na ich lojalność wobec firmy. Oczywiście generalizuję i na pewno znajdą się wyjątki :)
Carolya - nie mogę się zgodzić, że najbardziej motywującym czynnikiem nie jest wynagrodzenie. Moim zdaniem to jest podstawa, na której można budować jeszcze silniejszą motywację - poprzez właśnie ciekawe wyzwania zawodowe, udział w życiu firmy, dobrą atmosferę, sprzęt, podnoszenie kwalifikacji, wspólne imprezy. Zbyt wielu pracodawców w polskich agencjach reklamowych (nie tylko interaktywnych) zakłada, że ludzie będą dla nich pracować za grosze tylko dlatego, że wiąże się to z "kreatywnym wyzwaniem" i możliwością pracy dla ciekawych klientów.
odkad skonczylam studia pracuje w tej samej firmie, co jak na branze wydaje sie rzadkim zjawiskiem. Nie reprezentuje zarzadu, ani wlasciciela agencji interaktywnej, ale bardzo emocjonalnie jestem zwiazana z tym co dzieje sie zarowno wewnatrz jak i na zewnatrz naszej firmy. Wydaje mi sie, ze kazda firma w tej branzy uczy swego rodzaju samodzielnosci i tak naprawde od nas samych zalezy to jak otoczenie bedzie odbierac dana firme i ludzi, ktorzy w niej pracuja. Najbardziej motywujacym czynnikiem nie jest wcale wynagrodzenie a wizja uczestniczenia w ciekawych, innowacyjnych projektach. Demotywujace zawsze pozostanie szablonowe myslenie i tzw. dilbertoza
Sęk w tym, że nie da się już każdego wymienić. Masa specjalistów, w szczególności z tej branży, wyjechała za granicę gdzie zarabia 5x tyle za 5x mniej roboty, z pocałowaniem ręki. Ci, którzy nie wyjechali albo się już zaczepili w sensownych agencjach albo są freelancerami i podnieśli stawki.<br /><br />I słusznie. Jak widzę kodera, od którego zależy czy strona będzie działać poprawnie, pracującego na antyku sprzed 6 lat za 1500 netto to mnie trafia.<strong><br /></strong>
o. urwalo mi komentarz :/<br /> <br /> Chodzi o agencje ponizej 20 osob, ktora nalezy do czolowki jesli chodzi o nagrody, pozyskanych klientow i tzw szacunek wsrod innych osob z branzy.<br /> <br /> No i te nadgodziny... eh. 'Milo' u nich bylo, ale na szczescie sie skonczylo.<br /> <br /> Obecnie pracuje dla wiekszej agencji, gdzie tez nie jest idealnie, robi sie moze mniej ambitne rzeczy, bardzo duzo pierdol hurtem, ale za to nie ma co narzekac na podejscie 'gory' do pracownikow.
Większość z tego co doedoe opisał przeżyłem na własnej skórze: gruszki na wierzbie, nagła potrzeba wykazania się w postaci przerywania pracy bo się chce pogadać o pierdołach na dosłownie kwadrans przed uruchomieniem projektu czy nanoszenie poprawek przez szefa dosłownie w chwili gdy się już finalna wersja wgrywa na serwer.<br /> <br /> Do tego dochodzi oszukiwanie pracowników - wmawianie im, że tylko ich firma jest wypłacalna a cała reszta branży 'leży' i sugerowanie, że nigdzie nie będą mieli tak dobrze jak u nich za tysiąc z lekkim (mocno wyżebranym) hakiem.<br /> <br /> Do tego 'święte krowy', które ZAWSZE mają racje i polemika z nimi kończy się ZAWSZE wizyta na dywaniku u Prezesa, gdzie dostawało się opierdol za to, że się śmiało podważyć zdanie 'autorytetu;.<br /> <br /> Chodzi o agencje
Miałem okazję widzieć na własne oczy lub słyszeć z pierwszej ręki takie historie w temacie warunków pracy w agencjach reklamowych, że można by na ich podstawie nakręcić niezły serial komediowy... moim ulubieńcem jest pewien prezes, który zwykł dosłownie na sekundę przed wysyłką gotowych projektów otwierać paczki i biegać po biurze machając rękami i krzycząc "przegramy! przegramy!" - to się nazywa sztuka motywowania pracowników ;) Jak się o tym słyszy, to jest nawet zabawne, bo tak absurdalne - ale strasznie się cieszę, że sam nie pracuję z kimś takim :) <br /><br />Inna kategoria rodzynków, to zbędne osoby na kierowniczych stanowiskach, które są współzałożycielami danej agencji i raz na jakiś czas odczuwają nieprzepartą potrzebę zaznaczenia swojej obecności - na przykład w środku prac nad jakimś projektem, gdy czas goni, ogłaszają "szkolenie", na którym wszyscy muszą natychmiast się stawić... wygłaszają parę banałów i zadowoleni z siebie znikają, zostawiając po sobie chaos. <br /><br />Inna ciekawostka, to hodowla narcystycznych grafików - myślę, że umiejętności krytycznego spojrzenia na własne projekty ludzie się uczą, gdy mają ku temu warunki, ale czasem bywa tak, że ich samoocena jest sztucznie zawyżana, bo po wygraniu paru przetargów są traktowani jak święte krowy. <br /><br />Są też przypadki przeciwne - kierownik czy prezes wtrąca się do każdego projektu zaczynając od słów "do dupy!" i grafik jest sprowadzany do roli bezmyślnego wykonawcy poleceń. To mi znowuż przypomina zabójczy zwyczaj zmieniania czyichś projektów za jego plecami, bez słowa wyjaśnienia. Dobra komunikacja to coś, na czym agencja zdecydowanie nie powinna oszczędzać! <br /><br />Moim osobistym najbardziej hardkorowym doświadczeniem był "sąd kapturowy" - wyjątkowo despotyczny prezes, będący jednocześnie krzyżówką accounta i kierownika projektów (cała władza w jednej ręce), wezwał cały zespół by osądzić jednego grafika - mniejsza o sprawę, grafik w gruncie rzeczy był niewinny - każdy miał się wypowiedzieć, jak ocenia sądzony "występek", wszystko zaaranżowane w klimacie oskarżycielskim - oczywiście przy "oskarżonym". Może takie zagrywki działają w sektach, ale dobrego zespołu w agencji zdecydowanie nie zbudują... <br /><br />I jeszcze jedna fatalna rzecz: obietnice na wyrost, tragiczne w skutkach zarówno w stosunku do klientów, jak i własnych pracowników. Szef, który obiecuje gruszki na wierzbie, po prostu na własne życzenie pozbawia się autorytetu, a ten autorytet to bardzo ważna rzecz - dzięki niemu ma się poczucie, że wiadomo, dokąd agencja zmierza, że kierunek jest pewny. Bez tego autorytetu mamy bezwładny dryf - od okazji do okazji, aż trafi się jakaś skała... <br /><br />Moje uwagi dotyczą przede wszystkim agencji małych i średnich, tak do 20-tu osób stale zatrudnionych - kiedyś łudziłem się, że w "dużych agencjach" z zasady nie ma podobnie destrukcyjnych zjawisk - ale nie jest tak pięknie...
"i nie prawdą jest, że dach przeciekał zwłaszcza, że prawie w ogóle nie padało"
W firmie której pracuję, atmosfera pracy jest bardzo pozytywna. Kontakt z szefem i kierownikami projektów jest bardzo dobry; jeśli chodzi o ludzi to raczej nie ma się do czego przyczepić. <br /> <br /> Problemem za to są krótkie terminy realizacji projektów, niestety niekiedy mało realne. <br /> <br /> Kolejnym problemem są niestety niezbyt duże wynagrodzenia, a także brak premii...
Wątpię, żeby ktoś szczerze wypowiedział się na zadany temat. <br /> O tych rzeczach się po prostu nie mówi, a jak ktoś zacznie narzekać, to się go zbywa, że rąbek u spódnicy przeszkadza baletnicy :) czy jakoś tak.<br /> Każdego można wymienić, to motto większości prezesów :(