Belgijskie agencje reklamowe rozpoczęły wczoraj tygodniowy wirtualny strajk przeciwko coraz częstszym przypadkom nieprzestrzegania założeń regulujących pracę na rynku reklamowych - założeniom określonym w specjalnej Karcie podpisanej przez przedstawicieli rynku w 1990 roku.
Agencje strajkują
Strajk zorganizowany jest przez belgijskie stowarzyszenie branży reklamowej ACC (Association of Comapnies Communications). Na każdej ze stron internetowych agencji biorących udział w proteście na białym tle pojawia się jeden z akapitów listu otwartego wystosowanego przez firmy. Pod fragmentem znajduje się link przekierowujący internautów do następnej części na witrynie innej agencji. Na końcu umieszczony jest odnośnik do karty regulującej funkcjonowanie rynku reklamowego w Belgii.
O co chodzi? W 1990 roku stowarzyszenie reklamodawców UBA i stowarzyszenie agencji reklamowych ACC podpisało specjalną Kartę, zgodne z którą klienci mogą poprosić maksymalnie trzy agencje reklamowe o przygotowanie darmowego projektu, z którego potem wybrany i realizowany będzie najlepszy. Problem w tym, że w praktyce do tego etapu zapraszanych jest często nawet po 20 różnych agencji - szanse, na wybranie którejś z firm są zatem o wiele mniejsze.
- Wydaje mi się, że sytuacja w Belgii jest analogiczna do naszej - polskiej. Jakiś czas temu stworzono tam Kartę, dobre praktyk, wszyscy się podpisali - po czym nic się nie zmienilo... Stworzenie kwitków czy procedur nie zmieni podejścia biznesowego klientów tak długo jak nie zostanie przedstawiona realna wartość z takiej zmiany. W Polsce też powstała grupa przy IAB, stworzono wzorce postępowań i ... ? Nadal działamy tak samo.... Gdzieś zapodziała się komunikacja, edukacja, działania... - komentuje Artur Pszczółkowski, Group Marketing Web Coordinator Sanitec Kolo Sp Z.o.o.
Zdaniem Pszczółkowskiego niefortunna jest sama forma - strajk. - Dobrze, że mamy tutaj komunikacje i informowanie o problemie, ale brakuje w tym pazura, którym agencje powinny się 'z automatu' wykazać - podkreśla. Jego zdaniem brak jest w tym wszystkim informacji, dlaczego przez 20 lat nic się nie działo (agencje nie dbały o temat) a teraz nagle sytuacja uległa zmianie.
- Wygląda to trochę jak próba skoku na kasę na bazie odkurzonego tematu. Doceniam jednakże jednolitość branży i jednomyślność w kwestii pitch'y - dodaje. Pszczółkowski zwraca uwagę, że kwestią w tym wszystkim jest, aby przy pełnej współpracy różnych agencji, opracować koncept/przekaz który pokaże realną wartość dla klienta. - Branża ma przecież bardzo wielu kreatywnych, którzy mogliby to odpowiednio ubrać w środki wyrazu i dodać pazur. W każdym innym wypadku bez argumentacji wartości klienta inicjatywa będzie wyglądała jak skok na kasę - mówi.
Walka o prawa?
Jak przekonują Belgowie ich protest ma na celu uzmysłowienie wszystkim, iż takie postępowanie nie tylko łamie zatwierdzone wcześniej specyfikacje pracy czy prawo o ochronie własności intelektualnej, ale ignoruje również fakt, iż agencje muszą poświęcić sporo czasu, pracy i pieniędzy na przygotowanie takiego projektu. Często nadaremnie.
- Budżet oraz ilość startujących w przetargu agencji to dwie podstawowe informacje, które należą się każdej agencji startującej w przetargu. Tego wymaga kultura biznesu. Łatwo policzyć, ze przygotowanie się do przetargu może kosztować - w zależności od projektu - od 15 do 40 tys PLN. Wszystko zależy od skali przedsięwzięcia - przekonuje Bartłomiej Wyszyński, dyrektor ds. strategii Artegence. Zaznacza on, że jeśli w przetargu startuje 10 podmiotów to startowanie w nim nie ma sensu, bo zbyt mała jest szansa na zwycięstwo. Dlatego sensownym kompromisem jest zaproszenie 3-4 agencji.
Jego zdaniem zaproszenie zbyt dużej ilości agencji źle świadczy o zapraszającym również z innego powodu. - Pal sześć, że nie ceni czasu i pracy agencji - to się zdarza. Co jest gorsze nie ceni również swojego czasu! - dodaje Wyszyński. Co to oznacza? Podczas projektu istnieje spore ryzyko nieuzasadnionych zmian zdania i rozciągania go w czasie. - Dobry klient to klient konkretny. Taki, który wie, czego chce. Spotykamy się i karty na stół, trzy agencje, 400 tys. zł w puli, spotykamy się za dwa tygodnie, a po kolejnych dwóch mamy zwycięzcę. Po żołniersku. Tak działają ludzie konkretni. Tacy, którzy szanują swój czas - podkreśla Wyszyński.
Czy jednak strajk w tym wypadku jest dobrym rozwiązaniem i ma szansę na powodzenie?
- Moim zdaniem nie - odpowiada dla Interaktywnie.com Artur Pszczółkowski i wyjasnia, że umieszczony przekaz pokazuje rozmytość kosztów między klientami płacącymi a niepłacącymi. - Dla mnie jako dla klienta nie widać w tym realnej, policzalnej wartości. Jednakże jako osoba z przeszłością w agencji interaktywnej rozumiem problem i nie neguje tematu - mówi.
Innego zdania wydaje się być Bartłomiej Wyszyński.
- Każda akcja uświadamiająca potencjalnym klientom bezsens tworzenia przetargowych potworków jest niezwykle cenna! - podkreśla i dodaje, że sam byłby za przeniesieniem tego strajku do Polski ale nie teraz - lecz dwa, trzy lata temu. W tym momencie bowiem, jak mówi, problem przetargowych "potworków" nie pojawia się na masową skalę.
- Od dwóch lat mam uczucie gonienia w piętkę. Pracy jest tyle, że żadna szanująca się agencja nie wystartuje w przerośnięym przetargu, bo po prostu nie ma czasu na bzdury. W dzisiejszych czasach na przerośniętym przetargu straci tylko potencjalny klient - mówi Wyszyński. Jego zdaniem nawet jeśli do przetargu zgłosi się 10 agencji, to i tak wszystkie będą spoza ścisłej kreatywnej czołówki. Ta bowiem będzie zajęta poważnymi projektami. - Zapraszając zaś drugą ligę klient będzie miał drugoligowy pomysł, drugoligową egzekucję i drugoligowy efekt. Nie jest to oczywiście regułą, ale w większości przypadków się stosuje - komentuje.
A może chwyt marketingowy?
W Belgii pojawiły sie głosy, iż cała akcja może być zwykłym chwytem reklamowym. Takiego zdania był również część przedstawicieli polskich agencji interaktywnych, których zapytaliśmy o zdanie. Niezależnie od tego, czy jest to protest jak najbardziej realny czy chwyt marketingowy, sytuacja z pitch'ami ma miejsce w większości krajów zachodnich i nordyckich.
- W Szwecji - agencja, z którą pracuję - otrzymuje na przykład wynagrodzenie za ~10% pitch'y. I jest to dla nich bardzo mało... W Polsce takie przypadki można liczyć na palcach jednej ręki w skali rynku... Sytuacja raczej się nie zmieni - może z czasem - komentuje Pszczółkowski.
- Podejrzewam, że w obecnym czasie sytuacja w Belgii jest gorsza niż ta, którą mamy w Polsce. Jeśli Belgowie mają u siebie spowolnienie (a wszystko na to wskazuje) to naturalną jego konsekwencją jest mniejsza ilość pracy. Jej efektem zaś wygórowane oczekiwania klientów, które w wynaturzonej formie objawiają się w zapraszaniu do przetargu 10 podmiotów. Dlatego, chyba po raz pierwszy w życiu, cieszę się z tego, że żyję w Polsce - podsumowuje Wyszyński.
Pobierz ebook "Ebook: Ochrona firmy i jej danych przed cyberzagrożeniami"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
<blockquote>W Belgii pojawiły sie głosy, iż cała akcja może być zwykłym chwytem reklamowym. Takiego zdania był również część przedstawicieli polskich agencji interaktywnych, których zapytaliśmy o zdanie.</blockquote> może te zdania determinują brak komentarzy z drugiej strony...
Dominik, prosisz - masz ;) pracuję w agencji ale jestem po stronie klienta w tym wypadku.. nikt agencji nie zmusza do brania udziału w przetargach.. wiem, że to kosztuje ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo :) odgórne nakazy zwrotu kosztów itp nic nie pomogą ale jak na 30 zaproszeń przyjdą dwie odpowiedzi to się klient nauczy.. i to tyle :)
1090 wyświetleń, a tu żaden z przedstawicieli polskiego interacive się nie wypowie w komentarzach. Pewnie czekają na zaproszenie do wywiadu od Pani Bogumiły.