Facebook pozwalał docierać do osób zainteresowanych nazizmem

Facebook pozwala reklamodawcom targetować kampanie w oparciu o zainteresowanie nazistowskimi treściami, wbrew złożonym w 2017 roku obietnicom uporządkowania tej kwestii. 

Russiagate i afera Cambridge Analytica sprawiły, że na ekosystem reklamowy Facebooka - który w samym tylko 2018 roku pozwolił zarobić gigantowi 55 mld dolarów - zwrócono baczniejszą uwagę. W 2017 roku dziennikarze serwisu Pro Publica stwierdzili, że ​​firma sprzedaje reklamy targetowane na frazę np. "Hitler nie zrobił nic złego"; a potem, po strzelanie w synagodze w Pittsburghu w 2018, że pozwala także docierać do użytkowników zainteresowanych antysemicką retoryką, którą inspirował się zamachowiec. Facebook - w odpowiedzi na dziennikarskie ustalenia - zapowiedział, że zrewiduje działanie swojego systemu. W efekcie  zablokował reklamy skierowane do osób zainteresowanych najbardziej oczywistymi terminami związanymi z nazizmem takimi jak "Naziści", "Hitler", "biała supremacja" i "Holocaust". 

Dziennikarze LA Times sprawdzili jednak, że Facebook nadal pozwala reklamodawcom docierać do setek tysięcy użytkowników ciekawych tematów takich takich jak "Joseph Goebbels", "Josef Mengele","Heinrich Himmler, itp. Każda kategoria obejmowała setki tysięcy użytkowników. Łącznie reklamy zostały obejrzane przez 4 153 użytkowników w ciągu 24 godzin, za co LA Times zapłacił 25 dolarów.

Facebook przyznał co prawna, że moderatorzy powinni usunąć nazistowskie kategorie, ale jednocześnie podkreślił, że same reklamy, w których pojawił się napis "test" lub logo gazety nie wywoływały niepokoju. Firma stwierdziła, że kategorie reklam były rzadko używane, nieliczne kupowane "pod nie" reklamy były powiązane z historycznymi treściami. Nie podał jednak szczegółów na temat tego, kto je emitował.