Mark Zuckerberg odpowiada Donaldowi Trumpowi

Jeden na Facebooku, oczywiście, drugi - oczywiście - na Twitterze.

Facebook, oprócz tego, że wespół z Google zgarnia już ponad 60 proc. amerykańskiego rynku reklamy online, kopiuje Snapchata i "łączy ludzi", w ostatnim czasie nieustannie odpiera zarzuty o to, że jest wykorzystywany w politycznej grze, która nijak ma się do "dawania ludziom głosu" - jak chciałby to widzieć Mark Zuckerberg. Problem w tym, że zarzucają mu to już wszyscy.

Do tej pory dominowała narracja, w której Facebook wpłynął na wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa. Bo raz, że social media lubią wyrazistość, kontrowersje i populizm, dwa - co do zasady nie sprzyjają one rzetelnej analizie źródeł, sprzyjając rozprzestrzenianiu fake newsów, trzy - polityka reklamowa serwisu okazała się dziurawa i wykorzystywana przez zewnętrzne siły polityczne (czytaj więcej).

To jednak głównie zarzuty liberałów. Donald Trump pod adresem Facebooka kieruje własne, bardziej lapidarne.

 

Facebook was always anti-Trump.The Networks were always anti-Trump hence,Fake News, @nytimes(apologized) & @WaPo were anti-Trump. Collusion?

— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 27 września 2017

Donald Trump poczynił ten komentarz w dniu, kiedy Twitter, Google i Facebook zostały wezwane do złożenia ws. rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory. Zuckerberg nie mógł więc zostawić go bez komentarza. I nie ograniczał się do 140 znaków.

Prezes Facebooka zaczął od tego, że "obie strony są niezadowolone z idei i treści, z którymi się nie zgadzają". Jednocześnie przyznał, że jego wcześniejsze stanowisko, jakoby teza, że Facebook wpłynął na wynik wyborów, była "szalonym pomysłem", okazało się bagatelizowaniem poważnego problemu. Zuckerberg nadal co prawda upiera się przy stanowisku, że Facebook "daje ludziom głos", czym pomaga demokracji, a "problematyczne" kampanie to niewielki odsetek, ale trudno przecież po prezesie Facebooka spodziewać się czegoś innego. 

Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"