
Debata w sprawie ACTA trwała prawie siedem godzin. Jednak o godzinie 14 u premiera nie zjawiły się wszystkie zaproszone organizacje oraz blogerzy. Ich zdaniem zaproszenie na debatę przyszło zbyt późno, a KPRM nie opublikowała wcześniej wszystkich dokumentów w sprawie ACTA - w tym tych z przebiegu negocjacji umowy. W trakcie debaty premier zapowiedział, że dokumenty te zostaną opublikowane.
Jednak ku niezadowoleniu debatujących przeciwko ACTA, Donald Tusk jasno stwierdził, że podpis z dokumentu nie zniknie tylko dlatego, że jakaś grupa tego żąda. Jego zdaniem taki rząd powinien podać się do dymisji. Zaznaczył jednak, że chce rozmawiać, bo być może - patrząc na sprzeciwy - istnieje jakiś aspekt, którego rząd być może nie dostrzega lub nie rozumie.
Nie będzie zatem wniosku o ratyfikację ACTA tak długo, aż nie znikną wszystkie wątpliwości. Tusk zapowiedział, że jeśli w trakcie debat i konsultacji okaże się, że umowa ta faktycznie w znaczący sposób naruszy wolność internautów, to ratyfikacji nie będzie.
- To już nie jest rozmowa, to jest wygłaszanie własnych poglądów, na które nikt nie ma szansy reagować. To spotkanie jest potwierdzeniem obaw, które sprawiły, że my się nie zgodziliśmy na osobiste przyjście do kancelarii. Okazuje się, że w tym formacie nie da się rozmawiać - mówi dla IAR Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon, któa bojkotowała debatę.
Swoje stanowisko w sprawie ACTA podtrzymał również GIODO. Wojciech Wiewiórski podkreślił, że ACTA jest niebezpieczne dla praw i wolności obywatelskich. W Polskim Radiu mówił, że rząd powinien przeprowadzić test niezbędności, który by wykazał, czy faktycznie nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez ACTA. Jego zdaniem właśnie tego typu rozważań zabrakło przed podpisaniem dokumentu.
Donald Tusk zapowiedział, że w maju (najpóźniej) poda odpowiedź na pytanie, czy ACTA niesie za sobą zagrożenie dla wolności w sieci. Debata oraz konsultacje społeczne do tego czasu będą kontynuowane.
Argumenty za ACTA wytoczyli przedstawiciele ZAiKS.
- Tam, gdzie w imię wolności ogranicza się własność, tam zaczyna się bardzo niebezpieczny eksperyment. Wolny dostęp do kultury - bardzo proszę, najszerzej jak to możliwe. Ale nie kosztem tego, kto go stworzył. Zastosujmy może taką dyrektywę, która ma już 6 tysięcy lat. Dyrektywę siódmą: nie kradnij - mówił Michał Komar. - Internet powinien być wolny w jak najszerszym zakresie. Płacić powinni nie ci, którzy słuchają muzyki w sieci, ale ci, którzy zarabiają na jej kopiowaniu i piratowaniu.
Szef rządu wyraził na spotkaniu nadzieję, że w najbliższych tygodniach powstanie nowy mechanizm konsultowania aktów prawnych, który spowoduje, że idea konsultacji "odzyska swój sens".
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i...
Zobacz profil w katalogu firm »
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe.
Świadczymy usługi związane z...
Zobacz profil w katalogu firm »
Dlaczego założyłem Space Ads?
Poznaj historię Rafała Chojnackiego, założyciela agencji.
Słabe agencje i...
Zobacz profil w katalogu firm »
Specjalizujemy się w marketingu efektywnościowym. Dzięki doświadczeniu naszych specjalistów tworzymy kampanie,...
Zobacz profil w katalogu firm »
Firma MENTAX powstała w 2005 roku. Posiadamy ponad 15-letnie doświadczenie w tworzeniu oprogramowania na...
Zobacz profil w katalogu firm »
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie.
Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu,...
Zobacz profil w katalogu firm »
Czym jest "piratowanie" muzyki?