
Wbrew panującym opiniom, głównie w tzw. mainstreamie, obecność polityków w sieci nie powinna kończyć się na założeniu profilu w serwisie społecznościowym, wypełnieniu go krótkimi informacji o sobie, a następnie publikowaniu jak największej ilości treści. Obowiązkiem musi stać się przesunięcie działań z takiego – błędnego - pojmowania spraw, w kierunku interakcji oraz ukierunkowania sposobu komunikacji. Tak, aby potencjalny wyborca poczuł możliwość uczestniczenia w realnej rozmowie z danym kandydatem, wykraczając również poza tylko kwestie polityczne, np. umożliwiając wyborcy poznania go również od strony prywatnej.
W 2009 roku Polska polityka oszczędziła nam wydarzeń mogących określić przebieg zmian, jakie mogą mieć miejsce w kształtowaniu wizerunku, komunikacji oraz interakcji w politycznym świecie w nadchodzących miesiącach. Jesienny maraton wyborczy (prezydenckich - 2010, samorządowych - 2010 i parlamentarnych 2011) , a także komunikacja związana z półroczną prezydencją Polski w UE, wymusi najprawdopodobniej na naszych politykach poznanie nowych narzędzi docierania do potencjalnego wyborcy.
Od kilku lat systematycznie wzrasta ilość osób korzystających z internetu. Według Megapanel PBI/Gemius liczba internautów w wieku powyżej 18 roku życia - czyli mających prawa wyborcze - sięga już ok. 14 mln osób. Z kolei według badania OMG Digital, sieć zastępuje w coraz większym stopniu inne media – prasę, radio, telewizję. Internet to także medium, gdzie informacja w bardzo szybki sposób się rozprzestrzenia, a także istnieje możliwość jej dosyć sprawnego zweryfikowania.
Społeczność wokół kandydata
Miernikiem sukcesu w przypadku polityków będzie zaangażowanie potencjalnych wyborców na rzecz danego kandydata, a następnie próba przeniesienia zaangażowania na sferę offline, czyli realny głos. Spowodowanie sprzężenia zwrotnego będzie tutaj kluczowym czynnikiem. Od „pionowego” zaangażowania się w postaci chociażby pomocy przy kolportowaniu materiałów wyborczych, organizacji eventów czy wspomagania finansowo kandydatów, do zaangażowania „poziomego”, jak propagowanie treści głoszonych przez kandydatów wśród swojego kręgu znajomych bądź obserwujących. Niezbędne będzie stworzenie przestrzeni dla społeczności i przekazanie jej narzędzi oraz aplikacji „społecznościowych”. Dzięki nim sympatycy będą mogli podjąć działania na rzecz kandydata, np. związane z komunikacją skierowaną do innych potencjalnych zwolenników. Będzie to możliwe dzięki przesunięciu punktu ciężkości ze strony działań samych kandydatów i działaczy partyjnych w kierunku serwisów społecznościowych. W zależności od wielkości komitetu wyborczego, partie czy koalicje mogą skierować się ku stworzeniu własnego serwisu społecznościowego (czytaj: PiS będzie miał własny portal społecznościowy).
Jak można stworzyć efektywną społeczność wokół siebie pokazuje przykład kandydatki na fotel gubernatora Californii - Meg Whitman. Warto zaznaczyć, że jest to polityk, który jeszcze w styczniu przegrywał różnicą 4 punktów proc. w sondażach ze swoim najgroźniejszym kandydatem. Natomiast już w lutym zrównała się w poparciu – oboje mają po 43 proc. poparcia.
Innym, dość orientalnym, jednak bardzo ciekawym przykładem jest wykorzystanie Facebooka przez kandydatów na urząd prezydenta Sri Lanki. Biorąc pod uwagę ludność Sri Lanki (20 mln) oraz liczbę głosujących w niedawno przeprowadzonych wyborach (10 mln wyborców) i odnosząc to do osób deklarujących posiadanie dostępu do Internetu (1 mln), liczba 120 tysięcy osób, które zgromadziły strony fanów kandydatów, robi wrażenie. Nie należy również zapominać o znajomych, rodzinach osób korzystających z Internetu. W rzeczywistości przekaz dociera do znacznie większej liczby wyborców. Warto także zauważyć że fani byli bardzo aktywną grupą, komentującą każdy wpis w mediach społecznościowych kandydata.
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma...
Zobacz profil w katalogu firm »
Jesteśmy pierwszą w Polsce omnichannelową agencją marketingową. Odważne wizje oraz innowacyjne technologie...
Zobacz profil w katalogu firm »
Jesteśmy agencją butikową.Specjalizujemy się w projektach w Europie i obu Amerykach.
Jesteśmy jedynym...
Zobacz profil w katalogu firm »
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe.
Świadczymy usługi związane z...
Zobacz profil w katalogu firm »
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i...
Zobacz profil w katalogu firm »
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie.
Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu,...
Zobacz profil w katalogu firm »
Sięgnij Gwiazd ze Space Ads
Odkryj z nami ✨ Galaktykę Digital Marketingu ✨
Tworzymy wyróżniające,...
Zobacz profil w katalogu firm »
Wspomnieć należy, że większość działań opisanych w artykule miała miejsce w USA, a więc innym systemie polityczno-prawnym i co najważniejsze, innej kulturze politycznej.
W Polsce, wśród kadr politycznych, mało jest ludzi, którzy maja charyzmę chociaż w części pozwalającą na uzyskanie takich efektów, jak kandydaci w USA. Dochodzi do tego również nastawienie Polaków do kadr rządzących - króluje tu przeważnie niechęć. Dlatego, jeśli myślą, że znaleźli nowy sposób na szerzenie swej perswazji, to są w błędzie, ponieważ użytkownik w sieci jest nie tylko bardziej odporny na przekaz marketingowy, ale i bardziej wybredny...a już na pewno bardziej krytyczny.
Niemniej jednak Internet ułatwiałby konsolidację i komunikację pomiędzy politykiem/politykami, a twardym elektoratem. Pytanie, czy partie w Polsce są gotowe realnie wsłuchać się w głos wyborców i otworzyć na dyskusję, w przeciwieństwie do reprezentowania tylko własnych interesów, tak jak miało to miejsce do tej pory? Gdyby tak się stało, byłby to ewenement.
Poza niewielkimi wyjątkami, dotyczącymi przede wszystkim rynku amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego, kampanie polityczne w sieci koncentrują się przede wszystkim na podstawowym wykorzystaniu Twittera i Facebooka.
Jeden z najbardziej "ekscentrycznych" sposobów angażowania wyborców ma Socjalistyczna Partia Austrii, która namawia do przesyłania na ich stronę ... pieśni socjalistycznych. Zebrane pieśni można posłuchać tutaj: www.spoe.at/musik
@Krystian działania podejmowane przez polityków w USA są pewnym trendem, nie należy kopiować ich i wdrażać w sposób bezwarunkowy w Polsce, o czym w 1993 przekonało się dawne KLD. Z drugiej strony poza USA one (trendy) nawet jak się pojawią, nie maja większego znaczenia, są pewnym ewenementem stąd spora część przytoczonych z USA w tym artykule. Oczywiście, że jest inny reżim w USA niż w Polsce oraz kultura polityczna, dlatego powtórzę się nie można kopiować pewnych rozwiązań.
Charyzma swoją drogą, nie jest tak że wszyscy kandydaci w USA posiadają charyzmę, a jednak osoby bez radzą sobie całkiem sprawnie. Co do samej sieci to ważny też jeszcze inny czynnik np.: interakcja. To nie TV gdzie polityk może powiedzieć co chce, a ktoś albo w to wierzy albo nie. W internecie może się na ten temat wypowiedzieć i to bezpośrednio do polityka. Wszystko co wrzucone do sieci też nie ginie i to jest duży plus jeśli chodzi o nas wyborców a polityków.
@Maciej
Spora część działań jak na przykład te pieśni są ewidentnie chybione i mam wrażenie że wynikają z niezrozumienia jak można dotrzeć do wyborcy w sieci. Tak jak by w polityce i dla przeciętnego zjadacza chleba liczyły się tylko pieśni socjalistyczne. W Polsce była już strona jednego z polityków SLD gdzie w zakładce program było pusto, za to można było sobie pobrać widget ;)
@Maciej @Tomasz
Wykorzystywanie Internetu w kampanii wyborczej ma bardzo różne aspekty - nie tylko nazwijmy to "wizerunkowe". Każdy wysłany mail, newsletter, czy mailing to kampania w sieci, wykorzystywanie komunikatorów internetowych to również kampania online, jak również display w najpopularniejszych portalach. Skoro tak to żeby to wszystko hulało potrzebna jest konkretna strategia komunikacji interaktywnej kandydata, bądź partii.
Wielopoziomowość Internetu może być pułapką dla polityków, gdyż nieumiejętne działanie w sieci to prosta droga do rozmycia komunikatu, który powinien skłonić wyborcę do oddania głosu.
Uważam, że polityk zanim zacznie działać w sieci, czy konkretnie w mediach społecznościowych najpierw powinien sobie odpowiedzieć na ważne pytanie:
po co to w ogóle robić? Duża część społeczeństwa uważa polityków za grupę społeczną, której główną cechą jest to, że jest. Jeśli bycie polityków online będzie takie jak offline to czuję, że nas zanudzą sensacje...