W 2010 roku czekają nas wybory prezydenckie i samorządowe. To kolejna okazja na to, by w rodzimej polityce i polskim marketingu politycznym dokonał się przełom. Wiele opinii wskazuje na to, że mogą dokonać go polscy internauci za pośrednictwem serwisu Facebook.com. Mogą nie znaczy jednak, że dokonają.
W 2010 roku czekają nas wybory prezydenckie i samorządowe. To kolejna okazja na to, by w rodzimej polityce i polskim marketingu politycznym dokonał się przełom. Wiele opinii wskazuje na to, że mogą dokonać go polscy internauci za pośrednictwem serwisu Facebook.com. Mogą nie znaczy jednak, że dokonają.
Polityka wkracza w XXI wiek
Zwycięska kampania Baracka Obamy pokazała, że Internet to medium oferujące niespotykane dotąd możliwości w zakresie realizacji kampanii wyborczych. Podziałało to oczywiście na wyobraźnię wielu polskich polityków i speców od marketingu politycznego. Nagle okazało się, że internauci to nie tylko miłośnicy śmiesznych filmików z YouTube, lecz także obywatele dysponujący w zdecydowanej większości prawem do głosowania, a nawet kandydowania w wyborach. Jak grzyby po deszczu zaczęły więc pojawiać się coraz to nowe profile polityków w serwisach społecznościowych, a Prezydent i Premier RP sprawili sobie nowe serwisy internetowe. Można więc powiedzieć, że świat polskiej polityki w 2009 roku wreszcie uwierzył w to, że mamy XXI wiek.
Uprawiać warzywa czy politykę?
Internautów to jednak nie przekonało. W listopadzie 2009 r opublikowano wyniki badania przeprowadzonego przez MillwardBrown SMG/KRC na zlecenie D-Link Polska, które wykazały, że polscy użytkownicy sieci politykę i polityków mają tam, gdzie politycy i polityka przeważnie miała ich. Być może wynika to z tego, że internauci po prostu \"wolą oglądać filmiki, pornografię i pociągać z butelki z piwem\" niż zastanawiać się nad tym, czyj dziadek służył w Wehrmachcie, a czyj w Armii Czerwonej. Ostatnie wydarzenia wskazują jednak, że tak naprawdę polscy użytkownicy sieci pokochali rozwiązywanie quizów, hodowlę krów online i wirtualne porachunki mafijne. Co więcej, robią to wszystko w jednym miejscu, czyli serwisie społecznościowym Facebook.com.
Mało to mało, czy mało to dużo?
Facebook na świecie to ponad 350 milionów użytkowników, w Polsce korzysta z niego obecnie ponad 2.5 miliona internautów. Liczba ta od pewnego czasu rośnie w niezwykle szybkim tempie. Jak podają wewnętrzne dane serwisu, w tym momencie ponad 1.4 miliona polskich użytkowników Facebook.com może oddać głos w nadchodzących wyborach prezydenckich i samorządowych. To około 5% ogólnej liczby dorosłych Polaków uprawnionych do głosowania. W skali ogólnej to dość mizerny odsetek. Czy może to jednak wystarczyć do tego, by w rodzimej polityce i polskim marketingu politycznym dokonał się wreszcie wyraźny przełom?
To pytanie powinno być skierowane przede wszystkim do kandydatów startujących w nadchodzących wyborach prezydenckich i samorządowych oraz do sztabów odpowiedzialnych za planowanie i realizację ich kampanii. Facebook.com poza medialnie uwielbianą możliwością założenia indywidualnego profilu i fanpage pozwala startującym w wyborach politykom na podjęcie działań, które spowodują, że informacje tam publikowane staną się ważnymi elementami debaty publicznej. Są na to duże szanse z uwagi na fakt, że Facebook, podobnie jak i inne serwisy społecznościowe pozwala wykorzystać w komunikacji niezwykle ważną zmienną, jaką jest czas.
Co powinno się wydarzyć?
Wartość współczesnej informacji określają dwa główne kryteria: jakość treści oraz szybkość rozprzestrzeniania się komunikatu. Chcąc obecnie realizować skuteczne kampanie wyborcze nie można pominąć żadnego z nich. Specyfika internetowe mediów społecznościowych wydaje się optymalnie spełniać te właśnie wymogi. Powiększający się zasięg wśród polskich wyborców, możliwości prowadzenia bieżącej komunikacji z elektoratem, otwarte API i wiele innych funkcji, powodują, że Facebook może stać się ważnym instrumentem realizacji nadchodzących kampanii wyborczych. By jednak tak się stało, konieczne jest zaistnienie procesu warunkowanego równoległym wystąpieniem kilku zasadniczych czynników:
- regularne zwiększanie zasięgu Facebook.com wśród polskich wyborców,
- wysoka aktywność społeczności polskich użytkowników Facebook.com,
- wysoka aktywność aktorów polskiego życia publicznego w obrębie Facebook.com, nastawiona w szerokim zakresie na komunikację i interakcję,
- zajęcie przez Facebook.com pierwszej pozycji w medialnym wyścigu o czas, zmiana pozycjonowania komunikacyjnego serwisu z sieciowego agregatora wiadomości na źródło informacji i opinii,
- szeroki zakres przenikania informacji i dyskusji pochodzących z Facebook.com do debaty medialnej i publicznej - komunikacyjny efekt \"kuli śniegowej\".
Jest na co czekać?
Trudno określić, czy powyższy proces ma realne szanse na zaistnienie na polskim gruncie. Jeśli tak się stanie to w rodzimej polityce i polskim marketingu politycznym najprawdopodobniej wreszcie coś drgnie. Jeśli nie to trudno. W końcu można zawsze poczekać na \"Facebooka następnej generacji\", który podobno powstaje u nas. Oby tylko to czekanie nie skończyło się stratą czasu. Tego naprawdę bardzo nie lubię.
Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Kampania na FB może byc ciekawa ale z punktu widzenia obserwatora FB głównie. Z moich doświadczeń wynika, że dyskusje polityczne są dość agresywne, pod bandzie. Paradoksalnie anonimowość na forach i platformach takich jak Salon24 ułatwiała taka jazdę.<br /> Facebook anonimowy właściwie nie jest, więc... no może być ciekawie.
To jakies nieporozumienie... social jest kanałem dotarcia do określonego targetu a nie driverem kampanii ale ok ważne ze myślimy piszemy i dyskutujemy ... Uważam jednak ze warto by było organizować akcje dotyczące upowszechnienia dostępu do sieci bo jesteśmy na szarym końcu a nie porównywać nasza sytuacje wyborcza z lekcje jak udzielili światu ludzie Obamy..
obecność na FB nie wygra nikomu wyborów to jakiś fałsz ...social może stanowić jaki element strategi dotarcia do określonego targetu ale nie driver kampanii wiec odpowiedz na artykuł jest - nie, przynajmniej nie teraz. Jednak uważam ze warto zobaczyć i przynajmniej obserwować jak zmienia się podejście do obszaru online i jak my wyborcy reagujemy na tego typu działania jak recenzujemy tego typu aktywności.
Kampanii wyborczej nie wygrywa się wyłącznie telewizją, wyłącznie Internetem, wyłącznie Facebookiem, czy wyłącznie debatą. Ważne jest umiejętnie połączenie i wykorzystanie dostępnych instrumentów, bo dopiero to tak naprawdę gwarantuje sukces.<br /> <br /> Dynamiczny wzrost liczby polskich użytkowników FB dowodzi, że Polacy szukają wciąż nowych możliwości i form komunikacji. Kiedyś taką formą była Nasza-Klasa, dziś Facebook powoli zajmuje to miejsce. <br /> <br /> Jestem zdania, że FB dysponuje sporym potencjałem w zakresie marketingu politycznego i teraz oczywiście pytanie, jak czy ów potencjał zostanie wykorzystany i w jakim oczywiście zakresie? Ze strony znanych, polskich polityków, cudów bym się nie spodziewał. Tu jednak pole do popisu ma ktoś, kto zostanie "czarnym koniem" tej całej zabawy.<br /> <br />
W wyborach prezydenckich FB nie odegra w ogóle znaczącej roli, w samorządowej będą go promować, bo bardziej oni go niż FB ich - wszyscy "młodzi" kandydaci. Jednak to w wyborach prezydenckich sieć odegra większą rolę, nie tyle aby zachęcać do głosowania na tego czy tamtego, ale to przez internet przetoczy się większość negatywnej kampanii, której celem będzie zaktywowaniem młodych wyborców, aby podnieść frekwencję przy urnach.
Ciekawe jak wykorzystają "Causes" w polskim ogródku? Szkoda też, że nie pozwalają na na wsparcie donatorom w Fejsbuku w PL.
Facebook wygrałby wybory pod jednym warunkiem: gdyby jako jedyny serwis miał zaimplementowaną aplikację umożliwiającą oddanie realnego głosu :-)<br /> <br /> Na to się na razie nie zanosi, więc FB będzie tylko narzędziem do robienia szumu, w którego istotny wpływ można wątpić. Jeśli już pojawią się ciekawostki wyborcze na FB, to raczej wybory pomogą FB niż odwrotnie. <br />
Moze nie wygra wyborów, ale napędzi ludzi FB. uważam, że 3 i 4 kwartał 2010, wzrost FB może być dodatkowo napędziany kampaniami wyborczymi, wraz szumem medialnym z tej okazji ze ktos ma konto i zrobił to czy tamto.<br /> <br /> Nie ma co sie spinać, per saldo, wybory beda ok dla FB :)
Nie wydaje mi się mimo wszystko, żeby internet a raczej jego wycinek jakim są social media odegrały znaczącą rolę w tegorocznych wyborach prezydenckich. Nasi politycy niestety przespali czas kiedy powinni zaprezentować się internautom jako idący z duchem czasów i otwarci na nowe kanały komunikacji. Moim zdaniem to już jest co najmniej 1,5 roku po herbacie. Ostatnie inicjatywy Premiera Tuska (Twitter i Facebook) a także lifting strony internetowej Prezydenta Kaczyńskiego raczej nie wpłyną znacząco na przekonania elektoratu. Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, ale po tak długim okresie e-impotencji :) polityczna aktywność online jest dla mnie mało wiarygodna i wymuszona raczej przez obiektywne warunki zewnętrzne niż innowacyjny zmysł naszych polityków. <br /> <br /> Tak jak to miało miejsce w kampanii parlamentarnej 2007 tak i w tym roku w internecie królować będzie aspekt humorystyczny kampanii prezydenckiej (docinki, karykatury kandydatów, złośliwe komentarze ich nieudolnej kampanii etc.). Wszystko to jest przejawem raczej dystansowania się internautów od walki o fotel prezydencki niż zaangażowania się tak jak chciałby tego premier Tusk.
@Błażej tylko że w 2004 Kerry i Bush zrezygnowali z funduszy budżetowych tylko na etapie nominacji. Gdy nastała już generalna elekcja nie zrobili już tego tak więc tutaj nie da się w prawidłowy sposób tego porównać. Fakt jest jeden że dzięki systemowi internetowych dotacji Obama mógł wydać więcej niż Bush i Kerry razem wzięci w 2004 roku. Podsumowując samą siecią nie da się wygrać (póki co ;) ) ale pokazuje to trend przesuwania się miejsca gdzie powinna toczyć sie kampania wyborcza, której nie rozumieją ani politycy w Polsce ani "specjaliści" pokroju Eryka Mistewicz itp. W przypadku Obamy bez sieci prawdopodobnie by nie wygrał, nie zgromadziłby tyle funduszy, nie zbudowałby społeczności która nie tylko go wspierała finansowo ale też praktycznie (angażując się osobiście etc.) a wszystko to dzięki sprawnej kampanii w sieci. W tej chwili politycy jeszcze wygrywają wybory można powiedzieć bez sieci, Obama pokazał że można wygrać za jej pomocą i daje to o wiele więcej możliwości niż się niektórym wydaje ;)
@Tomasz<br /><br /> Pamiętam o tym i uważam że miało to znaczenie, ale nie przeceniałbym. W 2004 Kerry też zebrał więcej pieniędzy od Busha, w tym bardzo dużo w sieci (jak na 2004 rok), a jednak nie wygrał. Myślę, że w przypadku Obamy sieć miała duże znaczenie, ale gdyby nie klimat społeczny w Stanach i dobrze zaplanowane wydatki (oprócz sieci) na broadcast i print, pewnie nie było by tak różowo.
@Błażej zapomniałeś chyba o jednej drobnej sprawie: Obama zrezygnował z przyjęcia funduszy z budżetu federalnego ( z czym wiążą się limity i rezygnacji z wpłat od prywatnych darczyńców) Dlatego też że w czasie kampanii we wrześniu Obama miał już zebranych 660 mln dol. podczas gdy McCain zaledwie 238 mln dol. właśnie dzięki systemowi internetowych dotacji. Wpłaty te były głównie wynikiem BARDZO SPRAWNEJ kampanii w sieci np.: MyBO
Szymon w sieci jest jeden ważny czynnik. Wraz z wiekiem częstość korzystania z internetu maleje, natomiast zainteresowanie polityką – rośnie. Ogólnie rzecz biorąc młody wyborca, który nawet jest potencjalnym wyborcą PO jest mniej zainteresowany polityką, co przekłada się także na sam udział w wyborach: jak wiesz w Polsce frekwencja jest na niskim poziomie. To powoduje, że może i PO ma w sondażach 50% ale przy niskiej frekwencji liczy się kto ma „żelazny” elektorat, a ma go PiS. Jak by zbadać wśród wybroców PO dlaczego głosują na tę partię myślę, że okazałoby się że dlatego bo nie chce głosować na PiS. „Zagrożenie” realne już minęło co przełoży się na lojalnośc wyborców PO może nie na tyle do samej partii ale bardziej na samo uczestnictwo w wyborach. Później może się okazać ponownie jak w 2005 roku że partia, która poparcie na poziomie 11% odnosząc do ogółu uprawnionych wygrywa wybory, bo ma stabily i lojalny elektorat. Kolejna kwestia, że kampania wyborcza poza utwierdzaniem już posiadanych zwolenników w przekonaniu powinna być adresowana do wyborców niezdecydowanych a nie do wyborców PiS. Tutaj szanse przekonania są nikłe, a co za tym idzie strata czasu i pieniędzy. To jest po prostu błąd. Ostatnia sprawa SLD i PSL. Można przyjąć że większe „poparcie” wśród internautów ma środowisko Krytyki Politycznej niż SLD i chyba nic tego nie zmieni. PSL musi się określić póki co, raz komunikuje że jest partią nowoczesną (zamiłowanie Pawlaka do nowinek technicznych itd…) a następnie idzie ściśle w kierunku agraryzmu z silnym podkreślaniem wartości konserwatywnych.
A czy Facebook i w ogóle web kiedykolwiek wygrał wybory?<br /> <br /> Przypominam, że Obama wydał na internet 24$ mln, podczas gdy McCain 4$ mln, ale równocześnie Obama wydał 312$ mln na broadcast media, podczas gdy McCain "jedynie" 63$ mln.<br /> <br /> Czy można więc rzetelnie twierdzić, że to wszystko przez bardzo sprawną kampanie w sieci? Nie sadzę.<br /> <br /> Nie mniej jednak, cała strategi internetowa sztabu Obamy była świetna i to trzeba przyznać.
Pesymistycznie obstawiam jednak, że w najbliższych wyborach Internet, a tym bardziej Facebook nie odegrają znaczącej roli. Z dwóch powodów:<br /> <br /> 1. Najaktywniejszy w Internecie jest elektorat partii zgarniającej w sondażach prawie 50% głosów. Czy ta partia może dostać jeszcze więcej? IMHO statystycznie stosunkowo młody (w porównaniu z kolegą z Zachodu) polski internauta nie ma wielkiego wyboru. Ale to już kwestia konstrukcji naszego systemu politycznego.<br /> <br /> 2. Facebook nadal jest zbyt mało popularny i... patrz pkt 1 - korzystają z niego głównie stosunkowo młodzi wyborcy, którzy jeśli głosowali w poprzednich wyborach na PO, to teraz nagle nie przeniosą swoich sympatii politycznych na PiS.<br /> <br /> Jedynymi partiami, które IMHO mogą istotnie zyskać na wykorzystaniu Internetu w wyborach są SLD i PSL. Jeśli tylko przekonają do siebie internautów, mogą zyskać kilka dodatkowych %, co ze względu na dotychczasowe wyniki będą mogły uznać za sukces:) Znaczenie dla tych partii może mieć również stosunkowo niski koszt prowadzenia kampanii w Sieci.
Pan Facebook :) <br /> <br /> Grzegorz, bardzo dobry artykuł! Fajnie by było obliczyć ile kandydatów założy swoje konta na Facebooku. Ciekawi mnie, czy powstaną aplikacje, które będą miały za zadanie przyciągnąć wyborców i czy ktoś zrobi podsumowanie i porównanie działań na FB z wynikiem wyborów. <br /> <br /> Po przeprowadzeniu kilku kampanii na facebook\'u i uruchomieniu kilku quizów, jak choćby ten: \"<a href=\"http://bit.ly/4IJoy7\">Co przyniesie Ci rok 2010?</a>\" przyznam, że ma on bardzo duży potencjał. Jednak czy ten potencjał będą mogli wykorzystać kandydaci??? To się okaże...