Magdalena Gołębiewska, PayU: Selekcja w sieci, to jak picie wody z hydrantu

Nie cierpię wcześnie wstawać. A tu proszę - 7:30 i dzwoni ogrrrromny budzik. 7:30, 7:40, 7:50, 8:10 - jeszcze chwila.... Ok, trzeba wstać.

Pierwsza rzecz po przebudzeniu: uruchamiam pocztę na telefonie, a drugą ręką włączam tablet. Głównie po to, aby zrelaksować się podczas słuchania muzyki. W tym przypadku wybieram aplikację Chilli Zet. A dalej zaczynam mój dzień od Awwwards.com - sprawdzam jaka www była stroną dnia.

Uwielbiam ten portal za ogromną liczbę pozytywnych inspiracji, a sam blog serwisu przeglądam zawsze z wypiekami na twarzy. Za każdym razem jego autorzy zaskakują mnie czymś pozytywnym i potrafią zaszczepić chęć tworzenia nowych pomysłów, działania.

W następnej kolejności oczywiście obowiązkowo prasówka (Bankier, Money, Bloomberg, Forbes, Newsweek, naTemat) - rzucam okiem na headlines. Sprawdzam monitoringi branżowe, czytam najciekawsze artykuły, a resztę wrzucam do schowka, przeczytam później.

Z reguły to później wypada dopiero przed snem, gdy czekam na zamówiony obiad w knajpce lub stoję w korku na czerwonym świetle. Muszę przyznać, że jestem chyba jedyną osobą na świecie, która nie ma nie przeciwko staniu w korkach.

Wszystkie interesujące mnie informacje przeglądam na tablecie, wygodnie przerzucam strony, ale najbardziej kocham aplikację Flipboard - fascynująca aplikacja nie tylko dlatego, że pozwala na ciekawą personalizację treści, ale jest po prostu piękna i nadzwyczaj przyjemna dla oka.

Aplikacje mobilne to swoiste wybawienie dla kogoś, kto nie dysponuje dużą ilością czasu W końcu poszukiwanie informacji w sieci przypomina nieco próbę napicia się wody z otwartego hydrantu. Dzięki aplikacjom jestem w stanie choć trochę odfiltrować zupełnie zbędne informacje od tych, które mogą mnie zainteresować. Polecam każdemu.

Są jeszcze blogi - czy lubię je przeglądać? Hmm, subiektywno-obiektywne spojrzenia na branże czasem tak, ale tylko wybrane. Cenię Kamila Brzezińskiego - za to, że wie wszystko o mobilności, Pawła Lipca - za mistrzowsko ironiczne komentarze, Mediafun bo są... media są fun.

Wydaje mi się jednak, że blogi sprawdzają się bardziej w dziedzinach light, gdzie subiektywizm jest mile widziany. W moim przypadku wybieram zazwyczaj takie dziedziny, jak fashion i kino. Dlatego przeglądam Maffashion, Kimono czy JessieMercedes. Wprost uwielbiam ich zdjęcia.

Na tablecie mam również co najmniej 10 aplikacji kinowych, które pomagają mi przeglądać nowości, trailery, recenzje - bez kina świat byłby po prostu nudny. Na pewno warto tu wymienić blog kinowy Michała Oleszczyka - cenię go za naprawdę fajny styl pisania i kategorię Z górnej półki, gdzie autor pisze o wszystkich filmach, a nie tylko tych, o których piszą wszyscy. I jak przystało na marketingowca z krwi i kości - śledzę plakaty filmowe - wytrwale pomaga mi w tym plakaty.blox.

Lubię ciekawy design, za który to niewątpliwie cenię Apple (natomiast Samsunga za funkcjonalność. Uwielbiam lekkie grafiki, nienawidzę za to ciężkich stron z ogromną ilością informacji. Przytłaczają mnie długie opisy, kolorowe aplikacje bez jasnego przekazu do czego służą. Uważam, że zdjęcia powinny być zawsze częścią opisu i stanowić dobre ujęcie do przedstawienia części merytorycznej, którą można ciekawie wyróżnić także za pomocą kroju, łamania, koloru. Zabawa fontem to też sztuka, o jakiej wielu twórców zapomina.

Jeśli grafika mnie nie przekonuje, zamykam okno strony. Look and feel jest dla mnie głównym motywatorem wyboru aplikacji, artykułu czy produktu. Kupuję oczami. Tak, jestem w 100% wzrokowcem. W szczególności jest to ważne w projektowaniu sklepu internetowego. Jeśli marka mnie nie przekona po prostu zamykam okno.

Mam też ogromną słabość do świetnie zaprojektowanych i ciekawych stron internetowych. Jeśli czasem nawet ich treść jest słaba, zapisuję adres w przeglądarce tylko po to, aby na nie popatrzeć. W wolnej chwili wracam do najciekawszych stron, rozkładam je na części pierwsze i próbuję - wraz z grafikiem - znaleźć inspiracje do naszych projektów.

A zatem czego nie lubię? Powtarzających się tematów w mediach, nie potwierdzonych informacji, insynuacji, bardzo subiektywnych i/lub trywialnych artykułów, dyskusji o niczym. Dlatego czasem irytuje mnie Facebook - masa nieposegregowanych informacji, jakie mnie nie interesują, a jedynie bałaganią. Choć są i dobre strony sociala - cenię sobie np. stronę Trust me I am a designer (i wszystkie inne pozostałe Trust me, które trzymają poziom od samego początku).

Kanały socialowe to jednak przede wszystkim szansa na nawiązanie bezpośredniego dialogu marki z klientem - swoiste lubię/ nie lubię jako feedback od konsumenta.

Jeśli jednak już coś mnie zirytuje i zdenerwuje zawsze pomaga jazda autem. To coś, co mnie uspokaja, wycisza, dystansuje. Nie chodzi o podróż w konkretne miejsce, ale po prostu przed siebie. Niestety, jak na kobietę przystało łatwo się gubię i niezbędny jest mi GPS, który posiadam w telefonie, chyba z wygody. Miałam kiedyś MIO, ale wygodniej jest jednak posiadać wszystko pod ręką, w jednym urządzeniu.

Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"