Na bieżąco obserwujemy prace nad reformą prawa autorskiego UE, która ma m.in. zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie, a głównym z obranych celów jest walka z piractwem.
Dla przeciwników reforma to „drugie ACTA" i próba wprowadzenia cenzury w sieci. Zwolennicy uważają natomiast, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do zmieniającej się sytuacji na rynku gospodarczym. Najwięcej kontrowersji budzą kwestie wprowadzenia dodatkowego prawa wyłącznego dla wydawców oraz obowiązku filtrowania treści zamieszczanych w internecie.
Sprzeciw wywołują przede wszystkim dwa artykuły dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.
Podatek od linków
Pierwszy z nich, art. 11, jest kluczowy dla wydawców prasy. Przepis zakłada, że po zmianach wydawcy będą mogli zarabiać wykorzystując fragmenty tekstów w wyszukiwarkach czy agregatorach treści, które to dziś same pokazują je na swoich platformach w otoczeniu reklam, przez co są bezpośrednimi beneficjentami tych działań. Tym samym aktualnie profity omijają wydawców, czyli właścicieli treści, którzy ponieśli koszt ich wyprodukowania. W efekcie na pracy wydawców zarabiają podmioty przetwarzające cudze dane. I to właśnie ma zmienić reforma prawa autorskiego.
Pomimo intuicyjnej słuszności tych postulatów, uważa się, że wprowadzane zmiany będą stanowiły zagrożenie dla dalszego funkcjonowania Internetu, jaki znamy - opodatkowane mogą zostać nawet krótkie fragmenty tekstu, przez co ograniczona zostanie działalność serwisów tworzących nieskrępowany obieg informacji i wiedzy w Internecie (takich jak Google ale także Twitter czy Pinterest).
Udostępnianie fragmentów artykułów np. na blogach bez licencji wydawcy stanowić będzie naruszenie, nawet 20 lat po publikacji artykułu. Co istotne, Komisja UE nie zaproponowała wyjątków nawet w przypadku krótkich notek i treści publikowanych na użytek niekomercyjny, nie przewidując żadnych wyłączeń, nawet gdy zapewniony jest link do źródła.
Filtrowanie informacji
Gdy dołożymy do tego obowiązek aktywnego wyszukiwania i filtrowania informacji, które naruszają prawa autorskie, pociągający za sobą nałożenie na właścicieli serwisów internetowych ogromnej odpowiedzialności za publikowane treści, nasuwa się refleksja, że sprostanie wymogom art. 13 dyrektywy stoi w zupełnej sprzeczności względem aktualnie panującego stanu i wiąże się z koniecznością dokonania rewolucji w przyzwyczajeniach internautów i postrzegania roli Internetu.
Nieuniknione będzie także poniesienie przez wydawców dodatkowych nakładów finansowych na nowe, skuteczne narzędzia techniczne (YouTube wydał 60 mln dolarów na wdrożenie filtra wykrywającego naruszenia praw autorskich!), blokujące treści o podejrzanym charakterze, co może zagrozić oprogramowaniu open-source.
Przeciwnicy reformy dostrzegają w tym zapisie powszechną inwigilację zasobów umieszczanych przez użytkowników na ich platformach prowadzącą do cenzury. Co więcej zainstalowanie oprogramowania pozwoli śledzić aktywność użytkowników w sieci – co jest nie tylko niezgodne z obowiązującymi przepisami dyrektywy o handlu elektronicznym, która zabrania wprowadzania odgórnego obowiązku kontrolowania konsumentów, ale także zdaniem ekspertów w chwili obecnej technicznie niewykonalne.
Co dalej?
Dyrektywa w aktualnym brzmieniu będzie wymagała wdrożenia złożonego systemu pośrednictwa pomiędzy autorami a odbiorcami. Nie do końca natomiast system ten będzie służyć – zgodnie ze swoimi pierwotnymi założeniami – twórcom. Pewne jest natomiast to, że zostanie wzmocniona kontrola nad aktywnością internautów, sposobami pozyskiwania wiedzy i swobodnym przepływem danych. Powyższe względy sprawiły, że 26 sierpnia w całej UE odbyły się protesty przeciwko wprowadzeniu nowej dyrektywy.
Głosowanie plenarne Parlamentu Europejskiego w sprawie reformy prawa autorskiego przewidziane jest na 12 września. Ponieważ dyskusja zostanie otwarta na nowo, nadal można postulować dogłębne przemyślenie całego systemu. Jak można lepiej zorganizować pośrednictwo między autorami a odbiorcami? Wydaje się, że optymalnym byłoby ograniczenie kontroli i wpływów pośredników na rzecz swobody twórców i odbiorców. Postulowane jest skrócenie terminu ochrony prawa autorskiego, możliwość dostosowania wynagrodzenia autora w przypadku np. wzrostu przychodów wydawcy, zapewnienie, że pośrednik nie uzyska przewagi nad autorem, czy wprowadzenie tzw. „licencji blankietowej”. Bez wątpienia jednak nieodzownym warunkiem powodzenia tych koncepcji jest nieograniczony dostęp autorów do danych statystycznych serwisów dotyczących wskaźników popularności i skali wykorzystania utworów w Internecie.
Pobierz ebook "Ranking agencji marketingowych 2024 i ebook o e-marketingu oraz agencjach reklamowych"
Zaloguj się, a jeśli nie masz jeszcze konta w Interaktywnie.com - możesz się zarejestrować albo zalogować przez Facebooka.
1stplace.pl to profesjonalna agencja SEO/SEM, specjalizująca się w szeroko pojętym marketingu internetowym. Firma oferuje …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pozycjonujemy się jako alternatywa dla agencji sieciowych, oferując konkurencyjną jakość, niższe koszty i większą …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Pomagamy markom odnosić sukces w Internecie. Specjalizujemy się w pozycjonowaniu stron, performance marketingu, social …
Zobacz profil w katalogu firm
»
W 1999 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych firm hostingowych w Polsce. Od tego czasu …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Projektujemy i wdrażamy strony internetowe - m.in. sklepy, landing page, firmowe. Świadczymy usługi związane …
Zobacz profil w katalogu firm
»
Bardzo dobry projekt