Spółka nie zarabia, jej kurs pikuje, a prezes "wie, ale nie powie", czyli Snap na giełdzie

Poprzedni tydzień nie należał do najbardziej udanych dla Snapa. W chwilę potem, jak opublikował pierwsze w historii wyniki finansowe, jego kurs runął o 25 procent, a Brian Wieser z Pivotal Research Group wydał wyrok "sprzedaj". Inwestorów mniej jednak niepokoi to, że spółka jeszcze nie zarabia, do tego w świecie cyfrowych jednorożców przywykli, a bardziej to, że Facebook nigdy jej na to nie pozwoli.

Problemem jest bowiem nie wysokość przychodów, ale liczba użytkowników, która rośnie wolniej niż prognozowali analitycy i zakładali inwestorzy. Baza dziennych aktywnych użytkowników aplikacji (DAU) wzrosła w pierwszy trzech miesiącach o 8 milionów, co oznacza wzrost o 36 procent. Jednak tylko na pierwszy rzut oka liczby te mogą wydać się imponujące. Zaledwie sześć miesięcy wcześniej Snap rósł bowiem w tempie 63-procentowym. Hamowanie zauważalne było już w lutego, na chwilę przed IPO, ale wtedy spółka przekonała rynek, że to chwilowe.

Po pierwszym kwartale 2017 roku trend się jednak nie odwrócił, także (albo zwłaszcza) przez ofensywę Facebooka, który kawałek po kawałku odbiera Snapchatowi jego unikalność. Instagram Stories, które zadebiutowało ledwie przed sześcioma miesiącami, już dzisiaj ma więcej użytkowników niż oryginał. Snapchat przekonuje wprawdzie, że nie ma to większego znaczenia, bo jego użytkownicy - młodzi, piękni, z wielkich miast - są warci więcej niż cała reszta korzystająca z Facebooka, ale inwestorzy nie są już tego tacy pewni. 

I mają powody do niepokoju, bo średni przychód z jednego użytkownika Snapchata (ARPU - Average Revenue Per User), który wyniósł 0,90 dolara także spadł w porównaniu do ostatniego kwartału 2017 roku, kiedy to zatrzymał się na poziomie 1,05 dolara. Być może przyczyną jest sezon - w ostatnim kwartale firmy wydają zwykle najwięcej na reklamę - ale w porównaniu z wolniejszym wzrostem liczby użytkowników, sprawa się komplikuje. 

- Obecne tąpnięcie notowań jest związane bardziej z brakiem wzrostu liczby użytkowników SNAPA, bardzo wyraźnym spowolnieniem rozwoju nie brakiem wzrostu przychodów (te rosły szybko ze względu na niski efekt bazy) - ocenia Bartek Gola, partner generalny SpeedUp Group. - Wydaje się, że jego przyczyną są działania Facebooka, który w swoich produktach skopiował kluczową funkcjonalność Snapchata w postaci MyStory. Inwestorzy stwierdzili, że nie tym samym Snapchat nie będzie mógł rosnąć tak szybko, jak do tej pory. To największe wyzwanie jakie stoi przed twórcami firmy - muszą umieć odpowiedzieć na to, co się dzieje i zaproponować rozwiązanie. 

Na razie jednak odpowiadają niechętnie, prezentując niezachwianą wiarę we własny model biznesowy, o którym jednak nie chcą mówić w szczegółach. Inwestorów interesuje natomiast przede wszystkim to, jak Spiegel planuje przeciwstawić się działaniom Facebooka, ale pytanie, czy obawia się on kopiującej go konkurencji... tylko go rozbawiło. Młody prezes, którego spółka nie zarobiła ani centa, porównał giganta, który - razem z Google dzieli i rządzi rynkiem reklamy online, do... Yahoo, które "mimo że też miało wyszukiwarkę, nie stało się Google".

Błyskotliwe riposty, pewność siebie i tyrady o potrzebie kreatywności w biznesie pewnie jednak robiłyby większe wrażenie na inwestorach, gdyby oprócz tego zgadzały się cyferki. Spiegel na razie jednak tylko wierzy, że - tak jak Facebook pokazał markom siłę mediów społecznościowych - Snap jako przecież "camera company" - pokaże im potencjał wideo. Problem w tym, że na razie to puste hasło, a potencjał internetowego wideo, póki co także lepiej zagospodarowuje Facebook.  

Pobierz ebook "Social media marketing dla firm i agencje się w nim specjalizujące"